startmoje tekstymoje publikacjemoje przekładyobrazylekturydyplom |
Skorygowany fragment z:
Janusz Krupiński, Intencja i interpretacja. Genesis Andrzeja Pawłowskiego, ASP, Kraków, 2001; tamże odnośniki, przypisy oraz liczniejsze fragmenty poświęcone tej kwestii – zob. indeks rzeczowy.
janusz krupiński Mówiąc „obraz” nie mam na myśli tylko dzieła malarskiego, tym bardziej nie mam na myśli oprawnego w ramę produktu pracy malarza. Nie zawężam tych uwag nawet do obrazu artystycznego: rzeźbiarskiego. filmowego, architektonicznego, wzorniczego, poetyckiego czy muzycznego. Kategoria obrazu, jak sądzę, należy do podstawowych kategorii określających nie tylko sztukę, kulturę, czyli świat człowieka, ale i samego człowieka. Także człowiek istnieje i wydarza się „w oczach” – w obrazie, którym rozistnia się, bądź więdnie, w spojrzeniu, „w oczach”, drugiego człowieka (bądź własnych, i w tym wypadku można mówić o dwu „ja”?). I Nie jest tylko kategorią poznawczą czy estetyczną, ale i bytową. Należy do sposobu istnienia... A. Portmann stwierdzi nawet, że wiąże się z być albo nie być, z przetrwać albo zginąć w świecie przyrody: w życiu roślin i zwierzą ma znaczenie to, czy się nie ukazują (kamuflaż) bądź ukazują, i w jaki sposób (wabienie, odstręczanie, gody), parze jakichś oczu (por. H. Arendt, Myślenie, rozdz. „Zjawisko”). Przekonanie, że jedną z podstawowych kategorii sztuki, wszelkiej sztuki, jest kategoria obrazu, może zostać zachwiane w konfrontacji ze stanem sztuki współczesnej. Nawet w stosunku do malarstwa wysunąć można poważne pytanie czy nie przekroczyło ono pewnego punktu krytycznego, odkąd wcale nie chodzi o obrazy. Malarze mówiący po polsku tylko siłą bezwładu, i z nawyku językowego, wciąż jeszcze nazywają swoje dzieła obrazami, podczas gdy faktycznie produkują często tylko pewne „obiekty”. Dzieło malarskie nie musi być obrazem, nie musi też jako obraz być doświadczane (w językach zachodnich dzieło malarza to tyle, co mówiąc po polsku: malowidło, malunek. malowanie (ang. painting, niem. Gemälde, franc. peinture), bądź tablica (franc. tableau; por. „malarstwo tablicowe”), bądź płótno (franc. toile; podobnie do podobrazia odwołuje się to do niedawna popularne określenie dzieła malarskiego: „płótno”). W taką pułapkę językową wpada Ingarden pisząc „O budowie obrazu”. To pułapka języka polskiego. Piszą „obraz” Ingarden ma na myśli, podobnie jak każdy malarz mu współczesny, dzieło malarskie. A ponieważ myśli o nim jako o obrazie, fenomenie – odrywa je zupełnie od jego podłoża (w jego terminologii, od „fundamentu bytowego”). Mówiąc po niemiecku, odrywa je od... Gemälde. Zupełnie nie rozumiejąc malarstwa. Obraz malarski Ingarden pojmuje tam jako odwzorowanie obrazu postrzeżeniowego. Ustalenia fenomenologicznej teorii spostrzegania dalece mechanicznie przenosi na grunt „obrazu”, dzieła malarskiego. I w tych granicach, w jakich one się tu stosują, nie myli się.II W „obiektach artystycznych”, „obiektach sztuki”, które nie podlegają kategorii obrazu, chodzi o nie same, o coś w nich. I nie chodzi już o nic poza nimi czy o coś, co przez nie. Radykalnym przykładem może być utożsamienie dzieła z kompozycją (estetyka „czystej formy” dzieło malarskie pojmuje jako zestrój czy rozstrój wrażeniowych plam barwnych – jako takie nie są czegoś wyglądami, ani jako wyglądy nie powinny być ujmowane, nawet wbrew oczywistym skojarzeniom). Podobnie to, co poczytny teoretyk, Umberto Eco, nazywa „dziełem otwartym” w istocie nie otwiera się na żadną rzeczywistość, stanowi tylko pretekst dla igraszek fantazji, dla gry skojarzeń, daje pole dla frywolnych projekcji widza. Nazywanie takich dzieł „obrazami” urąga pojęciu obrazu. W ten sposób rozumiane dzieła – nie będąc obrazami – uchylają się idei prawdy. W ten sposób sztuka zostaje pozbawiona ducha prawdy. Czyżby „ikonoklazm” zatriumfował nawet na gruncie czystego malarstwa? A może tylko pewne pojęcie obrazu nie ma racji bytu w „prawdziwej”, „aktualnej”, modnej sztuce? To właśnie na gruncie teologii ikony w sposób fundamentalny ujmowane jest pojęcie obrazu jako uobecnienia, jako miejsca obecności, stawania się czegoś, jako procesu wydarzania się wobec nas i w nas czegoś w jego bycie. Obraz jako εικων, eikón, to nie odbicie, odwzorowanie, przedstawienie, ilustracja, kopia, kukła... Rozróżnić należy dwa pojęcia obrazu, i odpowiednio dwa rodzaje obrazów. Roboczo, jedne nazywam „obrazami-odbiciami”, drugie „obrazami-uobecnieniami”. Dlaczego nie mówię krócej: „odbicie”, „uobecnienie”? Gdyż obrazy polegają bądź to na odbijaniu bądź to na uobecnianiu, ale wcale nie dają sprowadzić do faktu odbicia czy uobecnienia. Odbicie w lustrze może stać się obrazem z chwilą, gdy ktoś je zobaczy i ujmie jako obraz, odbicie czegoś (a więc na przykład nie zatrzyma się przy samym rozkładzie świateł i cieni, ich „kompozycji”). Toteż nie podzielam przekonania, wedle którego obrazy „przedstawiają się podmiotowi same, nie wzywane” (H. U. von Balthasar, Teologika, t. 1, część „Świat obrazów”). Zawsze pojawiają się dopiero dzięki naszej aktywności czynnej chociażby w widzeniu (ukierunkowanie uwagi, selektywność...). Kto się bezmyślnie gapi, kto chociaż ma otwarte oczy, a zatopiony jest w swoich myślach, ten nic nie widzi. Nie twierdzę, że obydwa te pojęcia, obrazu-odbicia i obrazu-uobecnienia są równie żywe i równie popularne w kulturze współczesnej. Przeciwnie, drugie z nich jest dalece zapomnianym (zaginęło nawet we współczesnym rozumieniu symbolu). Wspomniany przed chwilą autor jakkolwiek w rozdziale poświęconym ikonie poczyni stosowne wypisy, to niemniej gdy sam kreśli pojęcie obrazu implicite utożsamia wszelki obraz z obrazem odbiciem: Pisze, iż obrazy „są samą tylko powierzchnią bez żadnej głębi. Są jedynie zjawiskiem, czymś niezdolnym do ukazania jakiejkolwiek sfery wewnętrznej [...] Są tym, czym są, i niczym więcej” (von Balthasar, tamże). Jego twierdzenie, iż obrazy są „zawieszone w samych sobie, bez jednoznacznego odniesienia do jakiegoś przedmiotu czy podmiotu” (tamże) trafne jest w odniesieniu do podłoża obrazu, nie zaś w stosunku do samego obrazu. Samo podłoże obrazu nie przesądza tego, czy będzie on doświadczany jako odbicie czy jako uobecnienie. Samo malowidło nie przesądza nawet tego, czy w ogóle stanie się podstawą doświadczenia obrazu. Skrajnym przykładem mógłby być Czarny kwadrat Malewicza. Powszechnie ujmowany jako rozwiązanie czysto formalne, jako figura geometryczna... (ignoruje się przy tym zupełnie ten fakt, że sam Malewicz pojmował Czarny kwadrat jako ikonę, a nawet eksponował dzieło podobnie jak to umieszcza się ikonę w domu prawosławnym – pochyloną nad wnętrzem pomieszczenia, w rogu, pod sufitem). Czy „obrazy-uobecnienia” są równie dalece nieobecne w świecie współczesnym, jak ich pojęcie w myśli, w humanistyce nam współczesnej? To inna kwestia. Tak szalenie rozwijająca się dzisiaj, zwłaszcza dzięki „nowym mediom”, tak zwana „ikonosfera” (M. Porębski) stanowi raczej pole triumfu obrazów-odbić, „obrazków”. To kultura obrazkowa. Obrazy te (najczęściej?) niewiele mają wspólnego z pojęciem ikony, obrazu-uobecnienia. Słowo „ikona”, a pierwotnie w wiodącym języku współczesnego świata słowo „icon”, nabiera znaczenia, które wstrząsnąć musiałoby teologiem ikony. Takie „icons” maluje na przykład A. Warhol (oto „ikony w sztuce XX wieku”): te czy inne celebrowane, cieszące się adoracją mas, kultowe formy, postacie pop-kultury. Nazywane bywały też „idolami”, jednak bez cienia ironii, przeciwnie, w podziwie („idol młodzieży”). Zresztą, kto ulega kultowi idola, nie może w nim widzieć „bałwana”, „bożyszcza”, w przeciwnym razie z tą samą chwilą straciłby swą „wiarę”. Niemniej, sądzę, także obrazy idoli, dla ich wyznawców, są miejscem uobecnienia. Kto iluzji, „kusicielowi”, ulega, ten o tym nie wie. Blisko trudne pytanie, czy wszelkie obrazy-uobecnienia nie są tylko pseudouobecnieniami? Czym różnią się obrazy-odbicia od obrazów-uobecnień? Ponieważ obraz jest zawsze obrazem czegoś, zadanie określenia natury obrazu jest zadaniem opisania związku, jaki łączy go z tym, „czego jest on obrazem”, z, jak zwykło się mówić: „przedmiotem” obrazu. Ponieważ obraz jest zawsze dla kogoś obrazem czegoś, dlatego zadanie określenia natury obrazu jest zadaniem opisania tego, czym on jest dla kogoś, kto go „ma” (to dlatego M. Duchamp stwierdzić może: „Patrzący są tymi, którzy tworzą obraz”, a Picasso: „obraz żyje wyłącznie poprzez osobę, która go ogląda”). Pod tym względem nie ma różnicy pomiędzy artystą a widzem (tzw. „odbiorcą”). Artysta jest pierwszym widzem, pierwszym wypatrującym. Mamy więc trójkę, którą wstępnie, przy użyciu tradycyjnych pojęć określić należałoby jako: podmiot – obraz – przedmiot (kantowskie Erscheinung, czyli „zjawisko”, „przejaw” bądź „wygląd”, ma obrazowy charakter). Podkreślić należy, że te pojęcia, podmiotu i przedmiotu, tak łatwo się nasuwające, z ostrożnością powinny być odnoszone do obrazów uobecnień, do relacji, do estezy, właściwej obrazom uobecnieniom. W tych wypadkach zamiast o „przedmiocie” trafniej byłoby mówić o „oryginale” lub o „pierwowzorze” obrazu (dlatego poniżej piszę „»przedmiot«”, by przez cudzysłów wyrazić dystans do tego określenia). Tam, po stronie oryginału – jak sama etymologia tego słowa wskazuje – leży źródło. Nawet utrzymując to rozróżnienie, podmiot przedmiot, myśląc tą parą korelatywnych pojęć, należałoby sądzić, że uobecniające się jest raczej podmiotem niż przedmiotem relacji. Zarazem jednak patrzący przynajmniej o tyle pozostaje i w tym przypadku podmiotem, że to on sam musi przyjąć taki sposób odnoszenia się, do tego, co napotyka, taką postawę wobec tego, co przed nim, by nie traktować tego naprzeciw, tego pojawiającego się, w sposób przedmiotowy. Dlatego to obraz określa się i wydarza jako odbicie lub jako uobecnienie odpowiednio do tego sposobu odnoszenia się patrzącego. W szczególności żadne dzieło sztuki zastane przez nas nie stanie się dla nas, ze względu na swój charakter niejako „automatycznie”, „przyczynowo skutkowo”, obrazem odbiciem a nie obrazem uobecnieniem, lub odwrotnie, uobecnieniem a nie odbiciem. Jako zastane jest pewnym materialnym tworem, na przykład malowidłem: Pełniej ujmując zależność, pośród której wydarza się obraz: mamy czwórkę. Jakkolwiek w doświadczeniu obrazu może uchodzić uwagi, i często uchodzi ów czwarty człon relacji, w której obraz się pojawia, i której jest on elementem. Owym czwartym członem relacji „ikonicznej”/obrazowej jest rzeczowe podłoże obrazu. Pewna rzecz, pewien realny twór (rzeczywisty, rzeczy podobny, znaczy tyle, co realny, za łaciną: res, czyli rzecz). Czteroczłonowową relację, pośrodku której pojawia się obraz, opisać można pokrótce następująco: Coś, pewna rzecz, staje się dla kogoś obrazem czegoś – a staje się obrazem z chwilą, gdy „podmiot” zaczyna widzieć „przedmiot” (coś, czego obraz jest obrazem), a nie widzi przed sobą już (tylko) owej rzeczy, którą zastał czy wykonał (wielu odbiorców, na przykład Pollocka, rozczarowuje się nie widzą nic tylko pewną rzecz: wylane, rozsmarowane farby – nic w nich nie widzą). Piąty, kolejny człon relacji, pośrodku której pojawia się obraz, dzięki któremu jest on możliwy, to całe uniwersum. Obraz określa się w odniesieniu, w kolejnych odniesieniach do jego elementów, grup... O tym uniwersum uczył, najradykalniej je ujmując, Platon. To świat idei. Platonik lokowałby tam praobrazy. Historia idei idei wskazuje, iż same idee myślane były obrazowo. Złagodzony platonizm w tym uniwersum lokuje obrazy, pojęcia, teorie (θεωρίας, pierwotnie: „widoki”, „wglądy”), mity, wartości... W XX wieku znaczące reinterpretacje platońskiego świata idei dają także K. G. Jung („nieświadomość zbiorowa”, archetypy początkowo nazywał „praobrazami”), N. Hartmann („duch obiektywny”) czy K. R. Popper („Świat nr 3”) – tak pojęty świat idei nie ma już statusu absolutu, ostatecznej Rzeczywistości. Wspomnieć można także, że z myślą o sztuce podobną koncepcję formułuje André Malraux (bodajże w ogóle nie wspominając inspiracji w myśli Platona). Pisze o musée imaginaire, „muzeum wyobraźni”. Wyjaśniając krótko: to zbiór obrazów, do których odwołuje się nasza wyobraźnia (czyli, zdolność tworzenia obrazów) na przykład w doświadczeniu konkretnego tworu. Dzieło, na przykład malarskie, określa się w odniesieniu do świata idei (w szczególności ujawnianych przez inne dzieła). Skupia je, wiąże. Nie chodzi o nasze skojarzenia (sfera psychiczna) lecz o związki dzieła z ideami (sfera duchowa). Być może niezależnie od tego, o jaki rodzaj obrazu chodzi twierdzić można, że dla nikogo żaden przedmiot nie istnieje inaczej, jak za pośrednictwem obrazu (co w konsekwencji znaczy, że „ż y j e m y ... b e z p o ś r e d n i o t y l k o w ś w i e c i e o b r a z ó w” (C. G. Jung, jego wyróżnienie). Naszemu światu, światu człowieka, i wszystkiemu, co do tego świata należy, właściwy byłby więc byt obrazowy? Odbicia, jakkolwiek same „bezpośrednio dane”, to przecież tylko zapośredniczają dostęp do czegoś, co pierwotnie obrazem żadnym nie jest, a co nazywamy rzeczywistością czy realnością (pojęcie rzeczy „samej w sobie” sugeruje, iż rzeczywistości samoistnej, jaką jest, gdy nikt nie patrzy na nią, nie znamy inaczej, jak tylko za pośrednictwem obrazów: przedstawień czy wyobrażeń. Przejawów czy reprezentacji. A może nawet: zjawisk czy fenomenów. Dopiero pojęcie obrazu-uobecnienia mówi o właściwym bycie obrazowym. O istnieniu w obrazach. Poniższy szkic (książkę by trzeba napisać), szkic dwu pojęć obrazu, nakreślony jest na zasadzie przeciwieństw. Kolejno daję pary przeciwstawnych charakterystyk tych dwu rodzajów obrazów:
Obraz-uobecnienie przychodzi do artysty. W nim, w obrazie, coś się widzi. Obraz jest jego uobecnieniem. Jego, to znaczy swego, jak zwykliśmy mówić, „przedmiotu”, chociaż jeśli mielibyśmy zachować tutaj jeszcze schemat pojęciowy „przedmiot – podmiot”, to uobecniające się w obrazie jest tu raczej podmiotem sytuacji. To, czego obraz-uobecnienie jest obrazem, stanowi stronę aktywną, wiodącą. Jest jego ź r ó d ł e m. „Oryginałem”. Obraz wypływa z istoty swego źródła, jest procesem wciągającym w swój ruch samą istotę swego „przedmiotu/podmiotu”, swego alter-ego, to znaczy jest jego wy- czy prze-istoczeniem. To w nim, w obrazie, znajduje ono swe oblicze. Swe ucieleśnienie. Obraz-uobecnienie jest byciem, karmi się byciem, bytu, do którego należy. Ma udział w bycie tego, czego jest ucieleśnieniem. Należy do jego bytu. Idzie za ruchem tego, co się w nim zjawia. Podejmuje ten ruch. Bez tego podjęcia, ono w ogóle się nie pojawi. Dla nas w ogóle nie zaistnieje. Bez tego obrazu w ogóle dla nas nie istnieje. Tylko w takim obrazie, obrazie-uobecnieniu, mamy do niego dostęp. Nie ma innej drogi. Aby przyszło nie wolno rozkazywać, można tylko nasłuchiwać. Nawet okiem słuchać, wsłuchiwać się! W przeciwnym razie spotkasz tylko echa własnych pragnień, tylko własną twarz, swe własne fantazje, rojenia, mary. Tylko odbicia samego siebie. Tylko odbicia. Obraz-uobecnienie jest kategorią bytową, jego pojawienie się oznacza zmianę w bycie, w istnieniu „przedmiotu”: (oryginału, pierwowzoru, praobrazu) – jest jego formą istnienia, jest jego inno-byciem tu, przed nami. Jest jego przybyciem, by tu w przyjmującym znalazł swój przybytek (wzrost bycia). Obraz-uobecnienie jest wydarzeniem egzystencjalnym, w samym bycie, i to takim, na którym polega proces stawania się bytu. Jak stwierdza Paweł Florenski, autor Ikonostasu: „Mamy prawo powiedzieć: oto obraz (...), a więc i to co przezeń”. Obraz i „to, co przezeń”. Jaka rola przypada artyście, temu, który widzi? Otóż, nie ma obrazu bez tego, który patrzy i widzi. To on przyjmuje, a gdy przyjmuje, to sam przybywa, wzrasta. Jest przybywającego przybytkiem. Oto właściwe dzieło, twórcze dokonanie: przemiana tego, który przyjmuje! Uobecnienie w obrazie angażuje tego, kto widzi. Aby coś przyjąć, trzeba z s i e b i e c o ś d a w a ć, a nawet dawać s a m e g o s i e b i e (nie ma w tym bierności). To wyrzeczenie. Ofiara. Ofiara jest więc wpisana w istotę stawania się bytu, istnienia. Tworzenia. Wobec pojęcia obrazu-uobecnienia, adekwatnym jest ideał łaski twórczej. ■
I Zob. Janusz Krupiński, „Prawda a duch spotkania. Dwa szkice, z Martina Bubera i Cypriana Kamila Norwida”, w: Prawda w życiu moralnym i duchowym, red. Dorota Probucka, Impuls, Kraków 2009, s. 175-186.
II Zob. Janusz Krupiński, „Obraz a malowidło. Rembrandt contra Ingarden”, druk w:
Estetyka i Krytyka, nr 11 (2/2006), UJ, Kraków; wersja poszerzona: "http://krupinski.asp.krakow.pl/content.php?page=docs/obraz_a_malowidlo.__rembrandt_contra_ingarden.htm&type=teksty. |