startmoje tekstymoje publikacjemoje przekładyobrazylekturydyplom |
Intelekt MTG 2012. (druk w Wiadomości ASP, Kraków, nr 60)
Krytyce poddaję podstawowe założenia explicite przyjmowane oraz faktycznie przejawiające się w organizacji konkursu oraz ostatecznej postaci krakowskich wystaw Międzynarodowego Triennale Grafiki 2012. Założenia przyjmowane świadomie lub nie. Deklarowane, sformułowane, jak i te, które za nimi stoją, oraz te, które faktycznie realizują się w postaci tych wystaw.
Kilka prac grafików wspominam tylko dla przykładu – w związku z przedmiotem mej krytyki. O żadnej nie piszę dla niej samej, ani ze względu na nią samą (autorzy dzieł niechaj wybaczą). Określenie „założenia ideowe” odnosimy do pojęć, koncepcji, teorii, wartości czy celów, zasad leżących u podstaw czegoś, regulujących, „konstruujących” to czy inne zjawisko kulturowe. Niemniej w odniesieniu do MTG 2012 postawiłbym to pytanie: czy nie mamy tu do czynienia z daleko posuniętą bezideowością? Fakt, że pierwszym słowem hasła, motta Triennale jest słowo „Idea” niechaj nas nie zwodzi. Myślenie życzeniowe
Hasło, motto MTG 2102 brzmi Idea – proces – przekaz (cytowany poniżej tekst pojawia się na stronie „O MTG”, w tej wersji użyto określenie „motto”, w starszej informacji o warunkach konkursu pada jeszcze słowo „hasło”). Organizatorzy deklarują, iż motto to „służy wywołaniu refleksji dotyczącej miejsca i roli grafiki w rzeczywistości współczesnego świata” Czytajmy dalej: „Grafika jest zaangażowana w aktualne nurty myślowe, artystyczne i społeczne. Jest sztuką reagującą, będącą w stadium nieustannego procesu generowania istotnych przekazów, dotyczących współczesnego świata i nas samych. Grafika jest aktywna, grafika jest żywa”.
Ogólnemu wydźwiękowi tych życzeń odpowiada właśnie raczej graphic design niż printmaking. Ogólnemu wydźwiękowi, gdyż w szczegółach te kilka zdań budzi wątpliwość co do swego znaczenia i sensu. Czy owe zdania – „grafika jest...” – wyrażają normatywne rozumienie grafiki przyjęte przez organizatorów, składają się na ich arbitralną definicję grafiki, dają wyraz przyjętym przez nich ocenom, ideałom? Jeśli nie są takimi ukrytymi definicjami czy ocenami, to jako twierdzenia są fałszywe. Stanowiłyby nieuprawnione generalizacje. Nie każda praca graficzna odpowiada tym tezom. W szczególności narzuca się pytanie, w jaki to sposób hasło „Idea – proces – przekaz” służy owej refleksji? Refleksji dotyczącej miejsca i roli grafiki w rzeczywistości współczesnego świata”. Prace nadsyłane na konkurs miały dawać wyraz takim refleksjom? Jednak sama treść hasła nie odsyła myśli ku współczesności czy problemowi miejsca w niej grafiki. Nie implikuje takich pytań. Narzuca się również pytanie, co to znaczy, znajdować się „w stadium nieustannego procesu generowania istotnych przekazów”? Stadium? Proces – pomiędzy ideą a przekazem? Grafiki tkwi w tym „stadium”, czyli przekaz nigdy nie pojawi się? Czy naprawdę jury konkursy wykluczyło te prace, które nie były formą reakcji na współczesność, formą zaangażowania w aktualność? Printmaking
Rozumienie grafiki, które wydaje się rządzić wyborami organizatorów i jurorów MTG, które wyznacza horyzont ich uwagi bliskie jest
printmaking. W żadnym razie nie ma tak pojemnego znaczenia jak graphic art. Bezwzględnie wyklucza obiekty zaliczane do
graphic design… Co jednak nie przeszkadza wpisaniu w motto MTG 2012 takiego rozumienia dzieła, które bliskie jest właśnie designowi, odpowiada istocie
communication design.
Printmaking. Niemniej jeśli nawet „szablony” stosowane w graffiti odpowiadają definicji printmaking, to takie prace zostały wykluczone z MTG… Jeśli nie ze względu na skojarzenia z wandalizmem, niską kulturą, to zapewne po prostu ze względu na rodzaj wykorzystywanego podłoża. Ściana, mur to już zbyt wiele, nawet w porównaniu z lightboxem. Cóż dopiero z wydrukiem czy odbitką na papierze. Parada, jarmark, Hyde Park?
Łatwość z jaką przesyła się maila i kartę papieru, plus pragnienie artystów do zaistnienia, owocują olbrzymią ilością uczestników w konkursach graficznych. Ilość ta staje się przedmiotem dumy organizatorów (ach, skąd to..., i jak wielu artystów... ). Niemniej w efekcie wystawa zamienia się w przegląd... W przegląd? Czego? W ramach MTG nie dokonuje się badań i przeglądu światowej grafiki. Jurorzy przeglądają prace nadesłane.
Tyle prac, nadsyłanych z tak wielu zakątków świata. W efekcie wystawa zamienia się w paradę, jarmark… Czy swego rodzaju Hyde Park? Tyle prac nadesłanych – w efekcie rośnie procent prac odrzuconych. Jednak w sytuacji, gdy organizatorzy konkursu rzucają hasło, motto, wokół niego formułują tezy i postulaty, i sugerują, że wyznacza ono oś, wokół której buduje się wybór..., czy sami w ten sposób nie podbijają bębenka? Przede wszystkim sobie... „Trendy“
MTG jakoby „znakomicie pokazuje … trendy panujące we współczesnej grafice”. To przekonanie byłoby niewątpliwe, jeśli istotność trendu czy nurtu graficznego polegałaby na tym, że zawsze ten czy inny jego reprezentant pośle pracę do Krakowa. Kto nie dostarcza swych prac na „krakowskie święto” grafiki, ten się nie liczy?
MTG „pokazuje … trendy panujące we współczesnej grafice”? Czyżby organizatorzy skorzystali z jakichś badań historyków sztuki współczesnej, badań dotyczących trendów panujących w świecie – i zgodnie z poczynionymi tam ustaleniami wybrali dzieła reprezentatywne dla rozpoznanych trendów ? A odrzucili niereprezentatywne? Kto ma wiedzę o trendach w Korei, Chinach, Indiach itd.? Naj…
MTG „jest otwarte na to, co w grafice światowej najbardziej wartościowe”. Pobożne to życzenie, skoro organizatorzy nie chcą być otwarci na to, co najgorsze, nijakie czy średnie. Życzenie tylko, skoro z próżnego i Salomon nie naleje. Pytanie: Czy jednak otwartość nie polega na tym, że nie zamykamy się w granicach własnych ocen i tablic wartości? „Najbardziej wartościowe” – tam w świecie, czy w oczach i głosowaniach jurorów? Z jakiego punktu widzenia? Zgodnie z kogo skalą wartości wyznaczone zostało owe „naj”? Skąd mierniki wartości, kryterium bądź kryteria? Spodziewać by się można, że w zgodzie z wiodącym hasłem, mottem tej „edycji” MTG. Przecież stanowić miało zobowiązanie wobec potencjalnych uczestników nadsyłających swe prace. Słów nie rzuca się na wiatr?
Cóż jednak, gdy słowa ani nie są nośne, ani nie łapią żadnego wiatru? Nie niosą ze sobą, nie implikują rozróżnień i wyróżnień? Nazwiska, Nazwiska…
Motto MTG 2012 pierwotnie skierowane było do uczestników konkursu Wystawy Głównej. Motto ukierunkowuje, czegoś wymaga. Motto to przecież, jak przypomina słownik: „krótka myśl wyrażająca zasadę, którą się ktoś kieruje“. Zasada coś dopuszcza, a coś wyklucza. Niesie ukierunkowanie, wyznacza horyzont. Stanowi kryterium.
Dlaczego więc na Wystawie Głównej obecni są tak licznie epigoni samych siebie, graficy, którzy od dziesięcioleci robią to samo swoje – których prace pojawiały się już systematycznie na kolejnych edycjach MTG, od dziesięcioleci? Jurorzy nie ośmielają się pominąć Nazwisk? Do nich nawykli? Na nich nauczyli się grafiki? W nich, jako „pewniakach“ znajdują zabezpieczenie? Minimalizują zarzut stronniczości? Jeśli idea przewodnia konkursu coś rzeczywiście znaczy, to nie mogą jej zadość czynić Nazwiska jako Nazwiska: prace o wyraźnym piętnie, niechybnie rozpoznawalnym stylu tożsamym z Nazwiskiem... Z drugiej strony, czyżby te prace nic nie znaczyły, poza sobą? Nie przenoszą istotnego znaczenia – same są bezideowe? Z niczym nie są w konflikcie. Nie wywołają dyskusji. Gdyż liczy się w nich tylko kompozycja, gra form, mistrzostwo warsztatowe? (Napomknę tylko kwestię wystawienia prac... z podpisem „Organizator“ i „Juror“.) Idea i szaleństwo
W przekonaniu organizatorów motto to odnosi się do „wszystkich stworzonych w ramach krakowskiej imprezy prezentacji“, czyli, jak rozumiem, także do wystawy młodych, tych samych, których zachęcano do bycia „szalonym“ (w myśl sloganu głoszącego, że „młodzi powinni się wyszaleć“, „trzeba im na to pozwolić“?)! Idea i szaleństwo? Przekaz i szaleństwo? Jak jedno z drugim da się pogodzić, by idea była jeszcze ideą, a nie omamem, opętaniem, obłędem, fantazją? By dzieła nie oglądąc jako kuriozum, ciekawostki, cudactwa, wariactwa – czegoś dziwnego, osobliwego, czego na poważnie się nie bierze?
Kontenery
Pierwszy kontakt z MTG 2012? Tam, gdzie ekspozycja otwiera się wprost na przechodnia. Demokracja! Tam, czyli gdzie? Kontenery! Wejdźmy:
Na tle żółtozielonej miazgi drewnopodobnej tapety (ach ten ornament słoi, rytm desek, paneli...), we wnętrzu o klimacie korytarza, o klimacie świetlicy hufca pracy, ba: we wnętrzu o estetyce toalety w wagonie pociągu, zostały zawieszone i ustawione obiekty. Zastosowany sposób zawieszenia grafik-wydruków zdefiniował ich charakter, a więc i zarazem poziom oczekiwań jaki byłby wobec nich adekwatny. Użyto takie same listewki, w jakie wsuwa się górną i dolną krawędź karty papieru mapy czy kalendarza… Ten styl znamy z biur, poczekalni, gabinetów, warsztatów, pakamer... W ten sposób zawiesza się tam często także reklamy, fotki, widoczki, panienki…. Tanio i nowocześnie, pomysłowo… Designersko? Spotykam afirmatywną, młodą artystkę, która w zachwycie podkreśla „Ale luz!”. Ona to „kupuje”. Stanowczo protestuje słysząc w moim głosie ton sceptycyzmu. Milknie w obronie tego sposobu ekspozycji dopiero z chwilą, gdy palcem pokazuję na pracę akurat właśnie znajdującą się przed nami: oto grafika zbudowana z rytmu poziomych pasów. Na te nakładają się…, ba, w te wpijają się, z góry i od dołu, poziome „mleczne” pasy-listewki zawieszenia… Pasy nie z tego rytmu, nie z tego taktu. Nie z tej gry. Rytmy grafiki znosi też miazga wspomnianego, drewnopodobnego „usłojenia” tła ściany, w które nieomal przechodzi… W kontenerach znalazły się nie tylko wydruki. I w tym wypadkach znajduję podobne dysonanse. Mocne pasy ramki „efektownego” monitora konkurują z;nbsp;wyświetlaną na nim grafiką, blichtr stylistyki designu tego monitora i jego podstawy dominuje nad obrazem… W ten sposób wprost z ulicy wkracza się do „świata sztuki”? Czy raczej ulica, powszedniość wkracza do świata sztuki, wypiera sztukę? Niestety, lightboxy zarówno te z kontenerów, jak i te z „bunkra”, nie trzymają tego poziomu graficznego, na jakim są one wykorzystane w światowej reklamie… Nagromadzenie
Poziom ekspozycji w „bunkrze”? Zaważył na nim sam charakter i stan wnętrza tego skromnego budynku? Ciasno, niski sufit… Ścianki-siatki, na których zawieszono wiele prac, podobnie jak refleksyjne szyby-pleksi, stanowiły nie lada wyzwanie dla widza: by od nich abstrahował, by udawał przed sobą, że ich nie widzi… To już nie tylko kwestia natłoku, ciasnoty czy „komfortu widza”. Nie lekceważmy jednak nawet problemu ciasnoty. Myśl, że dzieło sztuki sprowadza się do pewnego obiektu, niezależne od kontekstu, od warunków, w którym on się pojawia, że dzieło, podobnie jak on może być z nich „wypreparowane” przez dostatecznie skupionego widza, myśla ta zgodna jest tylko z pewną, a wątpliwą estetyką. Wszystkie prace mogą być eksponowane w jeden sposób, gdyż ten ostatecznie jest obojętny? Istnieje obojętny, neutralny sposób ekspozycji, na który mogą zdać się wystawiennicy?
„Grafika i Edukacja”
W pobliżu kontenerów przestronniejszy Pałac Sztuki, a w nim, pod szyldem „Grafika i Edukacja”, wystawa towarzysząca MTG. W jaki sposób wystawa odpowiada owemu „i edukacja”? Gdzie programy i treści kształcenia, koncepcje metodyczne, przykłady ćwiczeń czy zadań? W jaki sposób wystawa odnosi się do relacji pedagog-student, itd.? Czyżby takie pytania były właściwe na poziomie „edukacji” pisanej przez małe „e”. Nie sięgam poziomu „Edukacji”.
Grafika i edukacja? Na tej wystawie widzimy po prostu grafiki. Autorzy eksponowanych prac skądinąd są „edukatorami”. Skądinąd. W przeciwnym razie należałoby oglądać te prace jako dzieła „edukatorów”, jako dzieła nauczycieli, akademickich. (Podtytuł wystawy brzmi „Polskie uczelnie artystyczne”. Wystawa nie prezentowała profili edukacyjnych uczelni). Każde dzieło, kogokolwiek, może być pouczającym przykładem, ostatecznie chociażby nawet jako przykład negatywny. To jednak nie powód dla szyldu „Grafika i edukacja”. ( Odnotuję, że na krakowskiej ASP miała miejsce także konferencja naukowa profesorów polskich uczelni artystycznych „Grafika i edukacja”. Forum dialogu? Nie przewidziano dyskusji po wystąpieniach referentów. ) Pusta forma – bez człowieka
W Pałacu zebrano prace graficzne pedagogów uczelni artystycznych w Polsce. Wystawa to reprezentatywna dla środowiska, ujawnia „nurty myślowe i artystyczne” charakterystyczne dla współczesnej grafiki?
Dominujące wrażenie? Profesorzy najwyraźniej trzymają się działań i pól o neutralnym charakterze. Czyżby w ten sposób realizowała się cnota nie narzucania swoich postaw i wyborów studentom? Większość eksponowanych tam prac spełnia się w gimnastyce warsztatowej i w ćwiczeniach kompozycyjnych. Krytyczna młoda artystka, przytomnie zauważa: to „świecące, mamiące igraszki, zabawy, ornamentalne tapety. Grafiki wzorzyste, wzorkowe…”. Pulsacje, wibracje, delikatności w odcieniach, gry ze światłem – co najwyżej zmistyfikowane w pseudogłębiach niedopowiedzeń, pseudotajemnicach nieokreśloności… Powierzchowność uchodząca za wrażliwość, za głęboką wrażliwość (o tym nawet nie pisał Platon: oto sytuacja, gdy niewolników z jego opowieści zafascynowała gra świateł na powierzchni ściany). Formy sięgają pustki. Stają się „pustą rękawiczką” (Kandinsky w O duchowości w sztuce: „Forma bez treści nie jest ręką, lecz pustą rękawiczką…” ). Zniknęła ręka, dłoń, zniknął człowiek. W artyście, a przede wszystkim w dziele. W dziele nie pojawia się problem człowieczeństwa człowieka. Abstrakcja abstrahująca od wnętrza człowieka. „Zewnętrze”, głowa czy sylwetka ludzka, obecne w pracy jako pretekst, klisza, grafizm. „Zewnętrze” bez wnętrza. Brak ważkości. Ucieczka przed fundamentalnymi problemami egzystencjalnymi człowieka. Zblazowanie? Lęk przed myśleniem i myślą, przed duszą i duchem. Zmysły i zmysłowość w programowym oderwaniu od umysłu? Zmyślność i pomysłowość bez namysłu. Bez rozmysłu. Widzenie, którego nie ożywia, nie niepokoi, nie niesie żadne pytanie? Zatrzymujące się w poczuciu oczywistości, czyli w „wistości oczu”, czyli naiwne… Domknięcie bez otwarcia. Do-pieszczenie. Radość dla oczu? Fajnizm (od „Fajne”, „Ale fajne!)? Trudno się dziwić, że grafika „młodych” często poczęta jest z tego samego bez-ducha. Kuratorka ma za dobre właśnie „gry z przestrzenią” (?), „gry ze światłem”. Jej zdaniem w kontenerach mamy się spotkać z „radością tworzenia grafiki”. Gra-fiki? Podobne zaleca się do nas, widzów, organizator MTG, gdy w swojej autoreklamie obiecuje, że nam pokaże…, co więcej, nam zaleca zobaczenie… Czego? Czytam: „Tutaj warto … zobaczyć … jak dokonuje się eksperyment twórczy w zaciszach pracowni”. Nie, nie widziałem na wystawach MTG filmów ukazujących twórców przy pracy, ani w zaciszach, ani w hałasach ich pracowni. Zauważmy to słowo, „zacisza”. Podświadomie użyta klisza? Słowo z kręgu mitologii ascetyczno-kontemplacyjnej. Tymczasem? Nagromadzenie prac w Bunkrze, ich sąsiedztwa, tła – to wszystko nie sprzyja koncentracji. Zamienia to miejsce w rodzaj targowiska. „Radość tworzenia”, „eksperyment w pracowni” – to ten „proces”, o którym mówi hasło MTG 2012 („Idea – proces – przekaz”)? W tle ten slogan: „ważniejsza jest droga, a nie cel”? Sztuka dla sztuki? Grafika spełniająca się w pomysłowym grafikaniu (kuratorka, w zgodzie z bez-duchem naszego czasu, wśród superlatyw, jakimi darzy Młodych, wymienia właśnie „pomysłowość” – to najwyraźniej ta „idea”, o której mówi slogan MTG, idea upadła do poziomu pomysłu). Wówczas grafika uchyla się spod kategorii obrazu. Do natury obrazu należy przecież, że jest obrazem czegoś, że otwiera się na jakąś rzeczywistość. Kompozycje, „czyste formy” jako takie w ogóle nie są obrazami (np. takie paintings nie są images). Takie dzieła do niczego się nie odnoszą, o niczym nie mówią, niczego nie uobecniają, ku niczemu (się) nie otwierają. W tym podobne są do intrygujących kamieni (nie koniecznie szlachetnych, nie koniecznie przeciętych i szlifowanych), podobne do niezwykłych kawałków drewna (nie koniecznie pociętych czy szlifowanych), które ogląda się dla ich „czystej formy”? Podobnie jak one nie odnoszące się do żadnych idei i niczego nie przekazujące… Wobec takich grafik jakże czysto deklaratywnie brzmią te słowa z cytowanego już tu quasi-manifestu organizatorów: „Grafika jest … sztuką reagującą, będącą w stadium nieustannego procesu generowania istotnych przekazów, dotyczących współczesnego świata ...”. „Grafika i edukacja”. Ćwiczenia, wysiłki warsztatowe i formalne… jako synonim dydaktyki? Niezbędny element w edukacji? Pełnią rolę pomocniczą, służebną, przygotowawczą. Ale do czego, wobec czego? Igraszki, ba, gry, wysiłki warsztatowe i formalne… jako synonim artyzmu? Jeśli w tym leżałaby racja istnienia takich prac, to może równie dobrze mogłyby nie istnieć? Gdzie podziały się pytania o rzeczywistość, życie, człowieka…, o ich naturę, o ich sposób istnienia, ich sens i bezsens, źródło i przeznaczenie? Tacy artyści, jako dzieci swojego czasu, nie znają już idei prawdy? Nawet nie przyjdzie im na myśl, że kategoria prawdy jest kategorią sztuki, twórczości? „Demokratyczna formuła”
Swoistym autokomentarzem MTG jest wspomniany tekst „O MTG”. To deklaracja pobożnych intencji. Pełna wzniosłych, górnolotnych słów. Głosi otwartość… No tak, jaki kulturalny człowiek opowie się za zamkniętością? A przecież jurorzy dopuszczą tylko cząstkę prac nadesłanych. Nie przeoczmy jednak, ta autoreklama MTG głosi otwartość na to, co najlepsze: „najbardziej wartościowe i twórcze”, „najciekawsze”. No tak, kto chciałby rzeczy małowartościowe czy bezwartościowe. Na wystawach MTG widzimy jednak rzeczy średnio-, mało-, bez-wartościowe – najwyraźniej takie okazały się najbardziej wartościowe...
Otwartość ta ma pozostawać w zgodzie z przyjętą „demokratyczną formułą” – jak gdyby porządek wartości pozostawał w zgodzie z demokratyczną zasadą reprezentacji, jak gdyby tożsamy był z dominującym nurtem, aktualną tendencją, przeważającym stanowiskiem czy jakąś sumą bądź wypadkową takich nurtów. Jak gdyby idea demokracji milcząco nie negowała istnienia obiektywnego porządku wartości, a przede wszystkim, jak gdyby nie stała w opozycji do pojęcia hierarchii… Do elitarnego charakteru sztuki, ducha… Czy sama idea demokratyczności nie prowadziłaby do zgody na misz-masz (od sasa do lasa, rwetes, multi-… )? Demokracja, czyli większość głosów jurorów? „Graficzny dialog”
W zgodzie z tą demokratyczną formułą miałaby pozostawać samoocena Wiceprezes Stowarzyszenia MTG, która podkreśla, że rolę triennale: stworzenia „demokratycznej przestrzeni graficznego dialogu“. O jakim dialogu mowa? Grafiki wchodzą w dialog z miejscem ich ekspozycji, z elementami ich ekspozycji? o „dialogu pomiędzy odmiennymi pracami“... Potrzebne jest dodanie tego słowa: „odmiennymi“? Kto pomyślałby o dialogu tego samego z tym samym? Takiego samego z takim samym?
Sąsiedztwa prac na ekspozycji wyznaczono z myślą o „dialogu“ prac? Ba, czy w ogóle w istotny sposób wiążą się ze sobą eksponowane obok siebie dwie prace zdobywczyni Grand Prix? Janowska-Augustyn vs Bednarczyk?
To z myślą o odmienności, o odmienności jako nieprzystawalności?, w pobliżu pracy Janowskiej-Augustyn znalazła się, na przykład, praca Bednarczyka (jurora)?
„Kolej rzeczy I“ Janowskiej-Augustyn: Oto arpowska „kość“ wygiętych pleców skulotego ciała. Rytualna ofiara? Figura modlitwy przebłagalnej? Czy raczej jogiczna pozycja „dziecka“? Ciało lewitujące w łonie urojonych cieni. Brzemienne światłem. Lewitujące nad sztywną, prostokątną siatką nie ugiętego łoża? Maty? Prześwitująca prostokątna siatka „kartezjańskiego“ praporządku? Oś ciała, oś bytu, oś zaklęcia/napięcia: kolumna kręgów – strzała erekcji? „Kość“ ciała, ciało, w którym rozchodzą się kręgi sztucznych świateł niczym żebro-kręgi na tafli wody, aż po ciemny majak cienio-głowy... Kręgi tęsknoty? Kręgi pragnienia? Otóż te naświetlenia/rozświetlenia torsu miałyby wchodzić w dialog z tamtym „kartezjańskim“ pudliskiem o blacie-planszy? Planszy, po której można sobie posuwać miło designerską lupą, i kukać w drobno-wykreślone labirynty? Kukają. Małolaty z pewnym rozbawieniem. Jeden z nich „twórczo” spogląda przez lupę niczym przez lunetę w kierunku nagich, wygiętych pleców, „Grand Prix”! Kukają dorośli z poważną miną naznaczoną pytaniem: O co w tym chodzi? Gdzie to wiedzie? Jedni i drudzy rozrywkę znajdują w manipulacji lupą… Podoba im się lupa. Naciskają: świeci. Też coś świeci? „Metafizyka” przyćmionego gabinetu rentgenowskiego i infantylna ludyczność „gry planszowej” pozostają w dialogu? Relaksacyjna bala-asana (pozycja dziecka!) oraz gra planszowa w labirynt? Artystyczne zdjęcia typu akt, typu „abstrakcyjnie nago w czerni i bieli”, oraz wędrówka gry w podglądanie, wglądanie w lupkę? Jedna i druga praca z głową i bez głowy (chociaż w innym sensie), jedna i druga z pozorem obecności głowy. Dialog dzieł? O czym mówi obraz do obrazu? W ogóle, czy obraz mówi? Ewentualne podobieństwa, odpowiedniości, analogie pomiędzy dwoma dziełami nie dają podstaw, by ich relację określać mianem dialogu. Grafika jako grafika?
Zresztą same pytania „Gdzie jest grafika? Czy to jest grafika? Czy to jest jeszcze grafika?” (odnotujmy: przywołane na opolskiej wystawie związanej z MTG) są drugorzędne. Podstawowe brzmi: Czy to sztuka? Grafika jako grafika sztuką nie jest. A przecież… Wówczas, gdy dzieło graficzne (podobnie fotograficzne, malarskie itd.) doświadczane jest jako dzieło sztuki, fakt, że jest ono grafiką czy fotografią staje się drugorzędny, wręcz nieistotny. Skupienie na grafice jako grafice – jej grafizmie, właściwej jej technologii, warsztacie, artyzmie, na wartościach formalno-estetycznych – gubi jej sens jako sztuki. Zatrzymuje nas przed progiem sztuki. Nie dochodzi do doświadczenia dzieła jako obrazu, a więc rzeczywistości, której dany obraz jest obrazem, w którym ta się uobecnia. Gdy dochodzi? Wówczas właśnie materia dzieła staje się ciałem objawiającym dotąd nieznane, Inne…
Przekaz, komunikacja a sztuka
W ciągu tych trzech słów (Idea – Proces – Przekaz) pobrzmiewa to wyobrażenie: artysta wychodzi od idei, którą przekazuje w dziele, do którego dochodzi w procesie twórczym. Idea staje się przekazem jako wiadomością, treścią. To wyobrażenie dzieła sztuki na podobieństwo butelki, w którą włożono wiadomość (message in a bottle)?
W ten szablon myślowy wstawia grafikę kurator jednej z wystaw MTG „Horyzont Print Art“, twierdzi bowiem, że grafika „zachowuje swój indywidualizm dzięki charakterystycznej konstrukcji komunikatu wizualnego, będącego nośnikiem określonych treści (…)”. Ten horyzont myślowy nie wystarcza dla zrozumienia grafiki jako sztuki, a to dlatego, że kategoria komunikacji rozmija się z istotą sztuki. Zgodnie z wyobrażeniem procesu twórczego jako ciągu „Idea – proces – przekaz“ rola autora dzieła (np. grafiki) polegałaby na znalezieniu odpowiedniej formy dla wyrażenia i zakomunikowania uprzednio danej mu treści. Jednak właściwy akt twórczy nie polega na odkryciu, przyjęciu „idei“. W takim razie artysta zasługuje na miano twórcy o tyle, o ile w samym tworzeniu dzieła, w samym dziele, a nie uprzednio, sam odkrywałby ideę, czy szerzej: rzeczywistość. Dzieło sztuki nie jest przekaźnikiem, środkiem komunikacji, zasobnikiem informacji, ani przekazem, komunikatem czy informacją. Dzieło sztuki jako takie stanowi miejsce wglądu w samą rzeczywistość, miejsce istnienia się tej czy innej rzeczywistości. Dzieło wydarza się w obrazie, którym pewna rzecz, idea, uobecnia się. W obrazie (bądź obrazach!), którego medium, nośnikiem jest na przykład wydruk, odbitka... Obraz-uobecnienie nie mówi o czymś lecz jest czymś, jest miejscem ob-jawienia, istnienia się czegoś lub kogoś. To czyni sztukę niezastapioną. |