Janusz Krupiński Interpretacja jako patetyzacja, czyli patointerpretacja. Poprzęcka i Weissa Pożegnanie z Akademią


druk w:
Wiadomości ASP, nr 56, styczeń 2012, s. 28-30


Janusz Krupiński

Interpretacja jako patetyzacja, czyli patointerpretacja.
Poprzęcka i Weissa Pożegnanie z Akademią


Wojciech Weiss, przez dziesięciolecia związany z krakowską Akademią, jej profesor, były rektor, został usunięty z uczelni przez odesłanie na emeryturę (1947). Malując Pożegnanie z Akademią (1949) artysta odnosi się do swego rozstania z tym „miejscem”.
Maria Poprzęcka, wybitny polski historyk sztuki, Pożegnaniu... poświęciła rozbudowane opracowanie, zatytułowane „Schodami w dół”. 1 Jej interpretację otwiera motto z Iwaszkiewicza: „Sam. Schodzę stopniami...”. Tytuł i motto mają za zadanie uwrażliwienie, nastrojenie, ukierunkowanie uwagi czytelnika..., i widza. W tym wypadku anonsują: oto: samotność, schodzenie po stopniach, stopnie i stopniowość... Naprawdę? Trafię w przesłanie tego obrazu stawiając w centrum swej myśli schody i stopnie? Na co w obrazie Weissa wskazuje ten wyimek z Iwaszkiewicza, co ma z nim wspólnego? Samotność? Stopniowość? Schody? Zejście, stopień po stopniu? Potykając się o te trzy słowa z Iwaszkiewicza, zadaję sobie pytanie czy nie stanowią przejawu próżnej erudycji? Wiersz, z którego pochodzą te wyrwane słowa, mówi o zejściu „stopniami”, „zielonymi stokami” w „oko doliny”... 2
Cóż można zobaczyć w obrazie Weissa? W centrum widzimy nagą postać, wychyloną z owalnego otworu w ścianie, starającą się podać dłoń ręce uniesionej od dołu, ręce osoby, której nie widzimy. Poprzęcka: to „dłoń kogoś niewidzialnego” (s. 94).
„Niewidzialnego”? Prawda, słowo „niewidoczny” nie brzmi i nie porusza tak mocno jak słowo „niewidzialny”. To przejęzyczenie niechaj nas uczuli, nie jest przypadkowe. Stanowi symptom uległości wobec wielkich słów, wobec patosu, a przede wszystkim daje wyraz skłonności do nadawania patosu, do patetyzacji.
Przed wprowadzeniem do hermeneutyki terminu „patointerpretacja” nie powinna nas powstrzymywać jego analogia do „patologii” czy „patogenezy”. Wprost przeciwnie. Wszystkie te słowa, podobnie jak „patetyzacja”, posiadają ten sam źródłosłów: „pathos”.
Stawiając zarzut patetyzacji, nie twierdzę, że nie ma spraw wzniosłych i głębokich, że patos powinien zostać wyrugowany z naszej myśli i uczuciowości, że wszelki jest fałszywy. Ponadto odróżniałbym upodobanie do patosu od skłonności do patetyzacji. Kto jej ulega, ten karmi się pozorami głębi i wzniosłości, które sam sobie wytwarza, przed sobą snuje... Nie gra z nami lecz przede wszystkim ze sobą i przed sobą, sam w to wierzy, dzięki czemu sam sobie wydaje się wtedy głęboki, wespół-czujący (skuteczność wszelkiej magii, chociażby magii wielkich słów, czy magii naukowości, polega na tym, że oddziałuje na samego maga – w ten sposób potęguje się w nim poczucie mocy, rośnie rosnąc w swoich oczach... ). 3

Pożegnanie z Akademią
Wojciech Weiss, Pożegnanie z Akademią, 1949.

Przechylona, naga postać. Czy to oby kobieta? A może chłopak w peruce? To nie włosy, to jakaś czapa, teatralna peruka, czepek z ozdóbkami? Ramię jak udo, masywność pleców... Transwestyta?
Gdy z kolei spojrzeć na samą rękę wyrywającą się ku górze, uniesioną od dołu – czy nie mogłaby należeć do tonącego człowieka... Czyżby wychylona z owalu „kobieta” próbowała go ratować? Jego, opadającego w dół? Ten raczej patos?
Poprzęcka daje dwa opisy sytuacji. Pierwszy, możliwy do uzgodnienia z powyższą metaforą. brzmi: „naga kobieta [...] Opuszczając rękę, usiłuje chwycić dłoń kogoś niewidzialnego, kto unosi rękę ku górze” (s. 94). W drugim opisie kolejność zdarzeń zostaje odwrócona, to gest kobiety zostaje odwzajemniony. Ten drugi opis-sceniariusz widza obrazu czyni uczestnikiem akcji. Już nie patrzymy przez pierwszoplanowy okulus, ale sami „Idąc po schodach, stajemy się mimowolnymi świadkami nieprzeznaczonego na pokaz, uczuciowego odruchu nagiej kobiety. Odruchu odwzajemnionego” (s. 95). Obrazowa inscenizacja Weissa ukazuje scenę nie na pokaz?
Tytuł obrazu, Pożegnanie z Akademią, nie dość podpowiada, nie dość wyjaśnia? Aby „złapać” sens obrazu konieczna jest wizja lokalna, analiza otoczenia wokół miejsca widocznego na obrazie – w tym wypadku znajomość wnętrza, biegu schodów? Jeśli o nich pamiętać, wiemy, że ci dwoje z łatwością mogli podejść do siebie... Autorka „Schodami w dół” uzupełnia swój tekst o fotografię ukazująca schody, po których miałby zejść profesor. Niemożliwa figura: nawet podskakując nie mógłby sięgnąć tak wysoko... Słowem: w tą stronę wiedzie skrajnie realistyczne odczytanie tego obrazu.
Tytuł obrazu, Pożegnanie z Akademią, nie dość wyjaśnia. Pracowity badacz akademicki odrabia zadanie na temat symboliki i sensu pożegnania, by wejść na hasła „próg”, „schody”. Czytamy: „Motyw «pożegnania» znajdował w malarstwie [...] niezliczone realizacje patriotyczne, melodramatyczne, sentymentalne”. Nie dość powagi ma najwyraźniej pożegnanie z kimś lub czymś, kiedy to opuszczając pozostajemy sobą: „Pożegnanie jest przejściem, «przekroczeniem progu», dzielącym jeden etap życia od drugiego, jeden świat od drugiego. Jest przełomem, przemianą. Dzieli życie na «przedtem» i «potem»”, i dalej, w kolejnym akapicie: „Scenerią malarskich pożegnań jest zwykle próg, czasoprzestrzenne miejsce przejścia, granicy” (s. 98). I dalej: „Schody to jeden z najbardziej nośnych symboli przestrzennych i architektonicznych, zdolnych przyjmować zarówno sakralne, jak i świeckie treści” (s. 99). W przypisach liczne odwołania do literatury „przedmiotu”, do tekstów poświęconych symbolice progu, schodów, stopni... (Narzuca się pytanie, w jaki sposób stopnie i stopniowość godzą się z myślą o progu, czyli „granicy”, cezurze, odcięciu, zmianie jakościowej?)
Pożegnanie z Akademią. Poprzęcka odkrywa w tym obrazie Akademię. Czytamy: „W niczym nie przypomina uczelnianych modelek, nieforemnych pracownianych utensyliów, jakie znamy ze studenckich «studiów z natury modela». Ale też ta kobieta to nie modelka. Zgodnie z odwieczną tradycją jest kobiecą personifikacją. Uosabia Akademię. Krakowską Akademię, o czym świadczy jej jedyny atrybut – ludowa, kraciasta krakowska chusta, jakich wiele znamy z folklorystycznych obrazów Włodzimierza Tetmajera. To właśnie ta postać – jedyna – spontanicznie i nieformalnie żegna swego profesora” (s. 95).
Prawda to? W tej samej mierze, co dla Weissa Akademia jest właśnie modelką, utensylium, jakkolwiek rzeczywiście nie „nieforemnym”. 4
Pamiętać trzeba, że wiele lat wcześniej, w roku 1934, Weiss namalował już obraz zatytułowany właśnie Akademia! Widzimy tam „foremną”, foremnie ustawioną i foremnie ujętą, młodą kobietę o jasnych włosach – pozującą modelkę. Obok niej, na fotelu, leży kraciasta, pstrokata chusta, jeśli nie ta sama, to taka sama chusta, co w Pożegnaniu z Akademią... Kobieta-modelka wpatrzona w płótno, w obraz obok – niczym w zwierciadło? My jednak widzimy tylko odwrocie blejtramu...
Kobiety nagie, modelki, utensylia, blejtramy, odbicia... – oto akademia, i Akademia Weissa.

Akademia
Wojciech Weiss, Akademia, 1934

Modelki. Takie też postacie widzimy w niezliczonych obrazach Weissa: ustawione figury, pozy, typy... Pozbawione osobowości. Ciała, których osoba i osobowość się z góry nie liczy. Postaci w gruncie rzeczy bez twarzy. Czym pozostaje twarz modelki: maską, typem, kliszą, pustą formą, figurą, ufryzowaniem, szminką, kosmetyczną estetyzacją... Poza, maska, gra – nieautentyczność brana za istotę. Życie płytkie, życie zredukowane do powierzchowności, w pozorze znajdujące swój żywioł. Takie zblazowanie nie tylko bywa faktem, ale potrafi stać się bez-duchem epoki. To przecież w jego glorii unoszą się modelki, gwiazdki i gwiazdy, celebryci – „ikony” naszej współczesności (podmiana urody na obrzydliwość niczego tu nie zmienia).
Modelki. Osobowość, twarz tych kobiet, zostaje tak wykluczone jak wykluczona jest ludzka wzajemność pomiędzy nimi a malarzem, dzięki której dopiero widzi się człowieka...
W obrazach Weissa nie znajdziemy śladu osobowości modelek. Modelka jako modelka zresztą jej nie posiada. Modelka to funkcja, a nie człowiek. Akt jako taki nie jest portretem. A jednak nie przemilczę tutaj tego pytania: Z jakich stref we wnętrzu człowieka wyłania się jego gest, postawa, spojrzenie? Czy artysta potrafi w swoim spojrzeniu, w przyjmowanym sposobie odnoszenia do malowanego przez siebie człowieka ożywić głębsze pokłady jego duszy? Na pytanie, poszukiwanie wyczytane w spojrzeniu drugiego? A może sposób odnoszenia się jego samego, artysty, znajduje odpowiednik w ukazanej postaci? Mamy tu raczej do czynienia z odpowiedniością, a nawet odpowiedzią? Ona (on) wychodzi naprzeciw jego oczekiwaniom, w szczególności poddaje się formie, postaci, w której artysta ją zamyka...
Szczególnym przykładem kokietka zauroczona swą urodą, a tym bardziej uwagą, jaką jej urodzie się poświęca, połechtana spojrzeniem, które omiata jej wdzięki... dzięki temu tym bardziej ponętna...
Oto Akademia – Weissa!? W Pożegnaniu z Akademią spontanicznie wreszcie wyszła z tej roli?