druk w: Format. Pismo Artystyczne,
nr 42, Wrocław, 2003
janusz
krupiński
Estheza. Świat człowieka a sztuki projektowe
Sztuki „użytkowe”, „stosowane”, „dekoracyjne”... Co miały znaczyć te
określenia pochodzące sprzed epoki designu? Sztuki „użytkowe”, gdyż ich dziełem
są obiekty używane przez człowieka...; „stosowane”, czyli stosujące formy
wynalezione przez sztuki czyste w odniesieniu do takich obiektów...;
„dekoracyjne”, gdyż przyozdabiające takie obiekty, strojące otoczenie
człowieka... ?
Triumf designu wydaje się oznaczać zmierzch znaczenia takich pojęć jak
sztuki dekoracyjne czy stosowane. Co więcej, jeszcze do niedawna triumf ten
wydawał się nieść z sobą utratę znaczenia idei czy kategorii
sztuki dla projektowania budowli,
sprzętów czy znaków graficznych. Design nie był już pojmowany jako dziedzina
sztuki. Co najwyżej traktowano go jako dziedzinę pokrewną sztuce.
Design to dziewiętnastowieczny wynalazek Anglii, towarzyszący narodzinom
przemysłu (industrializacja!). Gdy upowszechniał się w świecie (szczyt tego
procesu przypadł na lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XX wieku) pojmowany był
już jako „industrial design”. Stąd polskie określenie „wzornictwo przemysłowe”
(inne, pokrewne określenie „formy przemysłowe” bezpośrednio idzie za niemieckim
industrielle Form, industrielle
Formgestaltung). We wpływowych gremiach industrial design uchodził wówczas
za prawdziwy design, za nowoczesny synonim postępu. Toteż mówiąc „design” często
miano na myśli właśnie tylko tyle: industrial design.
Nacisk na związek
designu ze sferą przemysłu pociągnął za sobą w konsekwencji tendencję odrywania
go od sztuki i przybliżania do
inżynierii. Ideały artystyczne były wypierane przez techniczne (architektura
trafia na politechniki!). Obiekty, w sposób właściwy mają być pojmowane na
podobieństwo maszyn
[1]. Jako fakty materialne a nie duchowe.
Powyższe procesy zbiegły się z triumfem znamiennej dla modernizmu
ideologii funkcjonalistycznej. W architekturze funkcjonalizm przejawił się
między innymi w postulatach gloryfikujących utylitaryzm. Pytanie „do czego to
służy?” zaprząta bez reszty tą umysłowość. Pytanie o formę, na przykład o
wygląd, uznano za wtórne wobec odpowiedzi na pytanie o funkcję bądź wręcz za nie
warte postawienia. Hans Meyer, architekt z Bauhausu wyrażał to przekonanie
dobitnie: „Budowla ... w pełni i bez kompromisu służąca swemu celowi jest
dobrą budowlą niezależnie od swego wyglądu”[2].
Pogląd sytuujący design poza sferą sztuki, odrzucający wiodący charakter
idei sztuki dla designu ignoruje „esthetyczną” naturę człowieka i jego świata.
Pisownia „esthetyczny”, którą tu stosuję, ma wskazać, że nie chodzi o dzisiejsze
znaczenie słowa „estetyczny”, jako tego, co związane z pięknem – jakkolwiek to,
co estetyczne ma podstawę w tym, co „esthetyczne”.
Świat człowieka ma charakter
esthetyczny, a mianowicie estetyczny w etymologicznym znaczeniu tego słowa
(za łacińskim aestheticus, to zaś za
greckimi aisthetikos, aisthanesthai,
aisthesis), jako sfera tego, co związane ze zmysłowym postrzeganiem i w nim
zrodzone – jako estheza (jak
powiedziałbym w słowotwórczym zapale, idąc tropem takich form jak „geneza” –
prościej: „esteza”). Świat jest estezą! Estezy produktem.
Świat człowieka, podobnie jak sam człowiek, nie sprowadza się do tego,
czym jest realnie. Realnie, to znaczy niezależnie od ludzkich myśli, czyli
niezależnie od ludzkich aktów u- czy z-mysłowych. W konsekwencji, „realnie”
znaczy tyle: jako fakt naturalny, przyrodniczy.
Za przykład weźmy kamień, ten
synonim realności. To prawda, nie sposób zaprzeczyć, że obchodzi nas jego
fizyka. Gdy przyciska, podpiera czy spada na głowę – kto zlekceważy ten twardy
konkret, przyrodniczą, naturalną rzeczywistość? A jednak.
Zauważmy przecież, dla człowieka, w jego życiu i świecie, kamień wykracza
poza to, czym jest, gdy nikt go nie doświadcza (np. nie postrzega), a w której
to określoności chce go uchwycić przyrodoznawcze poznanie petrologii czy
mineralogii. Kamienistość fizyczna nie jest tożsama z postrzeżeniową. Podobnie
twardość fizyczna to nie postrzeżeniowa, itd. Szorstkość lub gładkość kamienia,
sama jako taka ani nie jest zła ani dobra (co innego, gdy masz się nie pośliznąć
lub nie zadrapać).
W ludzkim, kulturowym doświadczeniu nawet materialność kamienia przenosi
znaczenia symboliczne (np. jako objawienie mocy[3]
).
Zimy, twardy i suchy kamień, dzięki pewnej fakturze (własnej lub nadanej
mu przez człowieka), tym bardziej w szczególnym oświetleniu, postrzegającemu go
człowiekowi wydawać się może ciepły, miękki i wilgotny (np. jak ciało kobiety).
Już starożytny architekt dobierał i spiętrzał kamienne bloki
uwzględniając chociażby złudzenia perspektywiczne. Postrzeżeniowy kształt i
układ kolumn, frontonu, nie pokrywa się przecież z fizycznym, jakkolwiek w nim
ma nośnik, rzeczowy warunek swego istnienia (to fizyczne, rzeczywiste kształty i
miary kolumn tak są dobrane by w oku wydały się równe – tej samej średnicy, w
tych samych odstępach... ). Kolumna uobecnia postać ofiary, od bazy-stóp po
kapitel-głowy (nazewnictwo odpowiada tu wyobrażeniu, odkrył to nie tak dawno G.
Hersey
[4]).
Architekt starożytny wznosząc świątynię ostatecznie budował ją w
postrzeżeniu przechodnia, przybysza... Świątynia istnieje w postrzeżeniu, a nie
poza nim. Jako obraz.[5]
Czyż świat człowieka nie jest więc sferą
istnienia obrazowego: w pojawianiu
się, ukazywaniu, zjawianiu, wydawaniu się, w wyglądzie, zjawisku, widoku czy
scenie?
Historyk idei, H. Arendt w ten sposób odczytuje samo pojęcie świata
(świat tam gdzie światło?). Niemniej zdaje się nie doceniać twórczej roli
spojrzenia, ledwie zbliża się do pojęcia świata jako esthezy. Skoro z kolei
przez kulturę rozumie „sposób obcowania człowieka z rzeczami należącymi do
świata”
[6], najwyraźniej przeocza, że przedmioty
określają się dopiero w obcowaniu przez człowieka z rzeczami spotkanymi przez
niego, na przykład chociażby w widzeniu. Arendt wymienia „kształt” czy „wygląd”
jako istotne cechy obiektów należących do świata, ale najwyraźniej zapoznaje
rozróżnienie pomiędzy kształtem fizycznym a postrzeżeniowym.
Podobnie jak świat człowieka, jak przedmioty do niego należące, także
każdy człowiek to istota tworzona i tworząca się z łaski spojrzenia drugiego
człowieka, w spotkaniu z innym.
[7]
Nic o tym oczywiście nie wiedzą próby sprowadzenia designu do
projektowania typu inżynierskiego, próby podporządkowania go modelowi
praktycznego i metodycznego zastosowania wiedzy naukowej (np. w myśl tej
koncepcji design miałby być zastosowaną ergonomią). Próby takie mogły by
podejmowane tylko w efekcie zaślepienia. Dążenie do trzymania się konkretu (Sachlichkeit,
„rzeczowość” – stała się nawet sztandarowym hasłem niemieckiej architektury
i wzornictwa co najmniej w pierwszej połowie XX wieku), trzymania się tego, co
realne, przeświadczenie, że naukowe, przyrodoznawcze poznanie dać może jedynie
właściwe wyjaśnienie świata naszego życia – to wszystko przyniosło efekt
charakterystyczny dla myślenia życzeniowego. Nie widzi się wówczas tego, co nie
mieści się w postulowanym obrazie świata. W tym wypadku przeoczona została
estheza świata człowieka.
Podkreślić przy tym muszę, że powyższe twierdzenie o esthetycznej naturze
świata człowieka i samego człowieka, o ich obrazowym sposobie istnienia nie jest
z kolei „tylko” wyrazem jakiegoś światopoglądu czy jakiegoś stanowiska
filozoficznego. U podstaw tego twierdzenia stoi proste rozróżnienie, rzeczy jaką
ona jest sama przez się, oraz rzeczy
jaką ona jest dla człowieka, który
ją doświadcza (chociażby widzi), jaką ona mu się ukazuje w tym doświadczeniu,
jaką i czym ją to doświadczenie czyni
[8] .
Człowiek nie widzi po prostu rzeczy, która jest przed nim, ale widzi to,
co w niej widzi i to, jako co ją widzi.
Tradycja filozoficzna podpowiada, by przedmiotem nazywać rzecz jako to
czym ona jest dla człowieka – podmiotu – w jego doświadczeniu. To odróżnienie
rzeczy od przedmiotu pozwala z kolei
twierdzić: inżynieria zajmuje się obiektami jako rzeczami, design jako
przedmiotami. A ponieważ przedmioty mają obrazowy byt: design zajmuje się
obrazami rzeczy a nie po prostu rzeczami.
Zamiast mówić, że design zajmuje się obrazami rzeczy właściwie
wystarczyłoby powiedzieć, że zajmuję się
formą, jeśli tylko formę rozumieć w esthetycznym znaczeniu. Ta ma przecież
obrazowe istnienie. Co mam na myśli? Wiemy dobrze, że słowo forma ma wiele
znaczeń. Układ, kształt, wygląd... Tatarkiewicz, na którym w Polsce wychowują
się całe pokolenia, w swych „Dziejach sześciu pojęć” najwyraźniej zapomniał o
rozróżnieniu od fizycznego układu i kształtu, układu i kształtu postrzeżeniowego
(czyni to np. R. Arnheim, w swej książce „Sztuka a percepcja wzrokowa”, z kolei
mieszając wygląd z kształtem postrzeżeniowym). Z jednej strony mamy kształt jaki
coś ma, z drugie jaki coś komuś wydaje się mieć w postrzeżeniu. Natomiast,
zauważmy, nieesthetycznych wyglądów, pojętych jako „to, co bezpośrednio zmysłom
jest dane”[9]
, w ogóle nie ma. Wyglądy przecież istnieją tylko dla kogoś, w widzeniu,
dotykaniu czy słyszeniu. Wygląd, a w konsekwencji wobec niego także kształt czy
układ postrzeżeniowy (esthetyczny) uwarunkowane są rozlicznymi czynnikami
zewnętrznymi w stosunku do podmiotu, takimi jak chociażby oświetlenie,
sąsiedztwa, tło oraz czynnikami wewnętrznymi, w szczególności umysłowymi, takimi
jak stan psychiczny, nastawienie, uprzedzenie, oczekiwanie, pojęcia (wszystkie
ona mają charakter aprioryczny w stosunku do konkretnego postrzeżenia, to znaczy
je poprzedzają i warunkują jego przebieg i rezultat: to, co i jak będzie
postrzeżone).
Na tle powyższego uzasadnione i jakże trafne są te stwierdzenia R. Maya:
„Forma, podobnie projekt, plan czy wzór [! – J.K.. to krąg znaczeń angielskiego
słowa „design”], wszystkie [te pojęcia – J.K.] odnoszą się do niematerialnego
pierwiastka (lub jeśli kto woli, do duchowej własności)”, i dalej: „Przedmiot,
który widzisz, jest zarówno twoim subiektywnym wytworem, jak i produktem
otaczającej rzeczywistości”
[10].
Czy w rozróżnieniu rzeczy i jej obrazu, rzeczy i przedmiotu chodzi ty
tylko o efekt złudzenia? Nawet
wówczas, gdy człowiek zajmuje się przekształcaniem fizycznego stanu jakiejś
rzeczy i ważne jest aby jego wyobrażenie na jej temat pokrywało się z jej
faktycznym stanem. Ale nawet wówczas, gdy obraz rzeczy odpowiada samej rzeczy
potrafimy odróżniać ją od obrazu jej, jaki ktoś ma. Wówczas zadaniem designu
byłaby próba kontrolowania obrazu. Czy jednak człowiek, który zajmuje się
przekształcaniem fizycznego stanu rzeczy nie jest raczej podobny do obrabiarki
niż do człowieka?
Jeszcze raz, czy w odróżnieniu rzeczy i tego, jaką wydaje się komuś, w
obrazie, chodzi tylko o efekt złudzenia? Problem (nie)właściwej optyki? Czy
naprawdę człowiekowi w jego życiu chodzi od dotarcie do rzeczy jakimi są same
przez się, „obiektywnie”, o odarcie ich ze wszelkich szat, zasłon, stroi, ozdób,
makijaży, masek..., obrazów (jako pozorów) i życie „nagą” ich rzeczowością
(fizykalnością czy biologicznością), o zmianę ich materialnej postaci? Cóż
znajdziemy na tym poziomie, rzeczywistości? Odnotujmy tylko to, czego nauka tam
nie znajduje: wartości, sensy, znaczenia, przeznaczenia, cele tam nie leżą. W
konsekwencji: poza kompetencją nauki leży
aksjotyczny aspekt świata
(aksjotyczny: związany z wartościami) – tego, dobre czy piękne, tego, co
powinne... Życie „obiektywną” rzeczywistością oznacza więc życia asensowne (poza
sensem i bezsensem), aaksjotyczne. Oznaczałoby to, że ideałem człowieka jest
ludzkie zwierzę?
[11]
Sensy, znaczenia, wartości pojawiają się dopiero w esthezie! Na poziomie
przedmiotu, a nie rzeczy! Mechanizmem tego pojawienia się jest projekcja, czyli
rzutowanie pewnych treści umysłu (wartości, wierzeń, zasad...
– myśli, idei) na rzecz postrzeganą. Treści tych oczywiście nie przybywa w samej
rzeczy ani na niej (jej stan nie ulega zmianie), lecz tylko w jej obrazie (to
znaczy przedmiocie).
[12]
Czy projekcja tożsama jest mechanizmem iluzji? A może to rzut światła
umysłu na rzeczywistość, w którym pojawia się ona jako świat, rzut światła, w
którym pojawiają się przedmioty i inni ludzie? Światła określającego ich byt?
W tym miejscu pora, aby zdać sobie sprawę, ze stosunku obiektu do jego
obrazu. W powszechnym przekonaniu obraz jest odbiciem, odwzorowaniem czy
naśladownictwem danego obiektu. Od tych obrazów-odbić należy jednak odróżnić
obrazy-uobecnienia. Te pierwsze komunikują, informują o czymś od nich
niezależnym. Tymczasem w wypadku obrazu-uobecnienia nie ma dychotomii pomiędzy
nim a jego obiektem (pomiędzy formą a treścią, formą a funkcją, ciałem a duszą,
wyrazem, ekspresją a wnętrzem). Zamiast dychotomii występuje jedność. Jeśli
nawet obiekt ma także samoistny, niezależny byt w stosunku do jakiegoś jego
obrazu to jednak w obrazie żyje, staje się (rozkwita lub więdnie, przyrasta lub
kurczy się), przeobraża. Obiekt nie jest czymś zewnętrznym wobec swego obrazu
lecz w nim, obrazie jego istnienie zyskuje nowe określenia, one składają się na
byt jego samego! W szczególności obiekt istoczy się, wyistacza się w obrazie, to
znaczy w nim jego istota dochodzi do swej pełni – w nim obiekt staje się dopiero
tym czym ma być.
[13]
Wiele tu zależy od postawy i sposobu odnoszenia się tak zwanego odbiorcy,
widza. Piszę, tak zwanego, gdyż wbrew rzekomej ich pasywności to oni – w
spojrzeniu, postrzeganiu, doświadczaniu – powołują tu do bytu. Czyż obraz nie
tworzy się w spojrzeniu? Obraz jest przecież zawsze nie tylko czegoś obrazem,
ale i obrazem dla kogoś i dzięki komuś! To estheza!
To właśnie esthetyczny aspekt obiektów użytkowych, ich esthetyczna istota
(natura i geneza) jako obiektów kulturowych stanowi rację istnienia designu, i
to jako sztuki. Jakaż inna „dyscyplina” ma się tym zająć? I to nie jako
sztuka?
Nie, przez sztukę nie rozumiem aktywności wnoszącej piękno w świat.
Piękno nie jest czymś, co da się zaprojektować czy zrobić. Dążenie ku niemu od
niego oddala. Brnie w kicz. Piękno przychodzi, jeśli w ogóle przychodzi,
bezwiednie, w naddatku, jak dar łaski. Nie daje się pojąć, ani zatrzymać.
W polskiej myśli pierwszy o tym uczył autor Promethidiona. Toteż roli
sztuki Norwid nie upatrywał w estetyzacji (upiększaniu) życia i świata
człowieka. Zadanie sztuki wiązał z
ideacją („idealizacją twórczą”). Sztuki uczestniczą w świecie idei, i sporze
o idee. Sztuki, poczynając od tych, zwanych „czystymi”, po te najbliższe życiu
człowieka, odsłaniają przed nim („zwiastują” mu) idee – ukazując te idee nie w
czczym myśleniu, ale je unaoczniając, uzmysławiając, ucieleśniając –
i wprowadzają człowieka na ich drogę
(wszystko „z Ideału”[14]
, tam początki, źródła świata).
Idee wiodące to przecież te, w których świetle człowiek widzi, które
składają się na jego punkt widzenia, postawę, umysłowość...
[15]
Nie podejmę tutaj pytania, czy design, który oddaje się w służbę
wartościom ludzycznym (zabawa, uciecha, pocieszność, frajda, igraszka,
fun) bądź hedonicznym (cenne
wszystko, co budzi, doznanie, przeżycie, uniesienie, wrażenie, ekscytację,
excitement) – jak to się dzisiaj
najczęściej dzieje – w jakim stopniu taki
lizusowski design uczestniczy w
procesie ideacji.
Dlaczego pojmować design jako sztukę? Charakter tego, co esthetyczne,
estheza sama z istoty wyklucza, by metody typu przyrodoznawczego czy
technicznego, właściwe dla nauki czy inżynierii, by w ogóle jakieś metody mogły
być adekwatne dla określenia obiektów użytkowych jako kulturowych, przynależnych
do świata człowieka. Dlaczego? Ponieważ wszelkie określenia, wyznaczone w
projekcie obiektu, ostatecznie dotykają postaw, punktów widzenia, perspektyw,
wierzeń, przeświadczeń, systemów wartości, idei przyjętych (zresztą najczęściej
bezwiednie) przez tak zwanych odbiorców, użytkowników obiektu. Wpływają na nie,
kształtują je chociażby w ten sposób, że je podtrzymują (np. zakładając w
projekcie). Sztuka dotyka właśnie –
poprzez zmysłowość, cielesność, materialność – duszy i ducha człowieka. Tam
porusza. Tam przemienia. Gdy wstrząsa to właśnie u podstaw, w tym samym gruncie
człowieczeństwa. Gdzie formują się cele życia. A jednak nie narzuca: nie ma mowy
o wewnętrznych skutkach wywołanych przez zewnętrzne, obiektywne przyczyny –
obiekty. To dziedzina wolności, wyborów, nawet dialogu, refleksji, czy
autorefleksji, a nie konieczności, a nie praw przyczynowo-skutkowych. Inżynieria
dusz – to negacja wolności człowieka. Złudzenie, iż istnieją metody wyznaczania
celów (sama racjonalność jest względną odpowiedniością wobec już wyznaczonego,
założonego celu!).
Czyż człowieczeństwo nie sięga wyżej niż optyka, okulistyka, fizjologia
czy psychologia? Te wszystkie dyscypliny mogą ukazać mechanikę procesu
postrzegania, np. maszynerię oka. Tymczasem twórcze dokonanie sztuki polega na
zmianie sposobu widzenia, odczuwania, oglądu świata, a więc na zmianie świata
(różnym światooglądom odpowiadają różne światy) – to prawo esthezy!
W tym przekonaniu od lat bronię
tezę, że architektura bądź wzornictwo to sztuki. O ile nie tak trudne było
jeszcze przekonanie niedawnych orędowników industrial designu do użycia
określenia „sztuka projektowania” (gdyż czytają słowo „sztuka” jako umiejętność,
a tę kojarzą z profesjonalnymi, specjalistycznymi, fachowymi metodami
projektowania) to określenie „sztuki projektowe” instynktownie budzi ich głęboki
sprzeciw.
Najpewniej o postawach i nazewnictwie stosowanym przez polskich
designerów nie zadecydują argumenty (takie jak teza o świecie jako esthezie),
ale mechanizmy psychologiczne czy socjologiczne (moda, kompleksy prowincjusza...
). Gdy dowiedzą się, że na Zachodzie nie mówi się już o industrial design lecz o
design arts, czyli sztukach
projektowych...
Określenie sztuki projektowe ma... długą tradycję. To włoski Renesans
wprowadził pojęcie arti del disegno,
to znaczy „sztuk projektowych” właśnie. Wprawdzie powszechnie owo włoskie
wyrażenie zwykło się tłumaczyć jako „sztuki rysunkowe” (co czyni np.
Tatarkiewicz), to jednak przekład taki gubi całą odkrywczość renesansowego
pojęcia
disegno (skąd zresztą pochodzi
angielskie design). Ono zna rolę projekcji w powstaniu świata człowieka! Esthezę!
„Disegno” znaczyło już w ówczesnym języku włoskim zarazem rysunek jaki i
projekt, zamiar... Cennini mówiąc o
disegno miał na myśli ten rys, obrys,
rysunek przedmiotu, który ma źródło w podmiocie, jego intencji, zamyśle,
koncepcji... – pierwiastek czynny i tworzony w spojrzeniu, a nie odtwarzany[16]
!
O ile materia przedmiotu brana jest z natury, to jego
disegno – pisał Alberti – „jest
tworzony pomysłowością człowieka”, stanowi „preuporządkowanie” (preordinazione)
„powzięte przez umysł, składające się z linii i kątów i przeprowadzone – przez
umysł i talent”
[17].
Podobnie Leonardo da Vinci w swym
Traktacie o malarstwie mówił o linii przebiegającej „przez całą rozciągłość”
przedmiotu, „która jest jakby jego stwórczą osią”
[18].
W bliższych nam czasach pouczający może być przypadek Paula Cezanne’a.
Czytając powieść Balzaka Cezanne natrafia na słowa jej bohatera,
Frenhoffera, malarza, który próbuje uchwycić granice rzeczy, i nie mogąc
zrealizować swego celu stwierdza „Nie ma linii w naturze”. Doczytawszy tych słów
Cezanne miał ze łzami w oczach zawołać „Frenhoffer to ja”, „Rysunek czysty jest
abstrakcją”
[19].
Zauważmy, że pojęcie disegno
pierwotnie nie zostało sformułowane z myślą o obiektach, które dopiero mają
zostać zrealizowane (wytworzone, wyprodukowane, sfabrykowane), o obiektach
jeszcze nie istniejących, tylko zaprojektowanych. Pojęcie to wskazywało na
aktywność umysłu, rolę myśli – zamysłu, intencji... – już to we wszelkim
widzeniu i narodzinach tego, co widziane jako widzianego, przedmiotu
(narodzinach dokonujących się już to w widzeniu, szerzej: postrzeganiu,
doświadczaniu, odczuwaniu...).
W pojęciu disegno nie chodzi
bowiem o myśl poprzedzającą materialną realizację obiektu, a z chwilą jego
wytworzenia już nieistotną (jak rysunek techniczny) lecz tą, która wynajduje,
wnosi, wznosi i dźwiga (porządek, sens, wartościowość...). O rzutowanie, rzut i
narzucenie myśli. Myślenie w zmysłowości, cielesności, w materii. O projekcję
[20].
Każdy obiekt kulturowy zależny jest w swym istnieniu nie tylko od rzeczy
stanowiącej jego materialny nośnik, co przede wszystkim od spełnianych przez
ludzi właściwych mu aktów duchowych, świadomych i nieświadomych – to one go
aktualizują. Uobecniają! Utrzymują w istnieniu. (Poprzez te akty czynne są idee.
Stąd idealizm a nie realizm odpowiada istocie kultury.)
Design dlatego jest sztuką, gdyż określając
disegno przedmiotów współuczestniczy
w tworzeniu świata człowieka. Rola ta w istocie nie polega na wytwarzaniu czy
wykonywaniu obiektów materialnych, na produkcji. Dokonanie sztuk projektowych
spełnia się – za pośrednictwem form przedmiotu – po stronie podmiotowej, polega
na przemianie, na ruchu, jak to już powyżej było wielokrotnie powiedziane,
postaw, punktów widzenia...
To nie artefaktyczność lecz esthetyczność, sposób odczuwania, jest
żywiołem twórczości
[21]!
■
(Wieczysta. 16.04.2002.)
Przypisy:
[1]
Le Corbusier (1920): „krzesło
nie ma żadnej duszy; jest maszyną do siedzenia”.
[2]
O funkcjonalizmie w designie pisałem w cyklu artykułów,
„Funkcjonalizm, co to jest?”, „Funkcjonalizm, banał i ideologia”,
„Funkcjonalizm, zapoznana kategoria obrazu”, w: „Architektura & Biznes”,
nr 4, 5 i 6, 2002.
[3]
O symbolice kamienia, o kamieniu jako miejscy kratofanii
wielokrotnie pisał Mircea Eliade, por np. jego
Traktat....
[4]
George Hersey, The Lost
Meaning of Classical Architecture, MIT Press,
Cambridge, 1988.
[5]
H. Wölfflin: „przedmiot przyrządzony jest dla oka, jako obraz”
(Sztuka klasyczna, przeł.
J. Muczkowski, Kraków 1931, s. 240). To najstarszy tekst jaki znam, w
którym pojawia się myśl o obrazowym istnieniu przedmiotu (Heinrich
Wölfflin, Die klassische Kunst,
Bruckman A.-G., München, 1899).
[6]
Hannah Arendt, „O kryzysie w kulturze...”, w:
Między czasem minionym a
przyszłym, przeł. M. Godyń, W. Madej, Aletheia, Warszawa 1994, s.
252. Brak rozróżnienia w tekście Arendt pomiędzy rzeczą a przedmiotem
jest tu nieobojętne. O tych dwu pojęciach, rzeczy i przedmiotu, jeszcze
wspomnę.
[7]
Wiedzą o tym poeci, pod tym kątem warto czytać razem „Sonet do
Guyskiego” Norwida i wiersz „Przy winie” Szymborskiej. Właściwie nieomal
wiedzą, skoro w ten sposób, zarówno Norwid jak i Szymborska, piszą tylko
o kobiecie.
[8]
We wspomnianym „Sonecie” Norwid wie, że nawet „wzrok czyni”, zna
twórczy charakter ludzkiego „oka”.
[9]
Władysław Tatarkiewicz,
Dzieje sześciu pojęć, PWN, Warszawa 1975, s. 258.
[10]
Rollo May, Odwaga tworzenia, przeł. E. T. Hornowscy,
Rebis, Poznań, 1994, s. 117, 118. Tamże sam autor bliżej nie wyjaśnia
tych doniosłych uwag.
[11]
To nie błahe pytanie czy jest istotna różnica pomiędzy np.
pomiędzy domem człowieka a żeremiem bobra czy altanką ptaszka altannika
(pełną ozdób, w której on tańczy i śpiewa przed swą wybraną...)? Jeśli
jednak dom czy świątynia są równie naturalnymi produktami człowieka jak
altanka altannika czy gniazdo i plaster miodu pszczoły to znaczy, że
robienie domu w istocie nie różni się, Czytelniku wybacz, od wydalania.
[12]
Na przykład widzenie „w różowych kolorach” przez optymistę czy
zakochanego nie sprawia przecież fizycznej zmiany w zabarwieniu
postrzeganej rzeczy (to nie pomalowanie).
O projekcji pisałem w: Z-wiednie.
Ontologiczne podstawy sztuki projektowania, ASP. Kraków, 1993.
Pojęcie projekcji jest elementarnym dla teorii projektowania: projekcja
to elementarna forma projektowania świata.
[13]
O tych dwu pojęciach obrazu, obrazu-odbicia i obrazu-uobecnienia
najszerzej pisałem w książce
Intencja i interpretacja. „Genesis” Andrzeja Pawłowskiego, ASP
Kraków 2001. W odniesieniu do designu w
Z-wiednie, oraz w:
Wzornictwo / design, ASP,
Kraków 1998.
[14]
Zob. Cyprian K. Norwid, „W pracowni Guyskiego”.
[15]
A jeśli człowiek widzi w świetle idei oznacza to, że to, co
widzi, przedmiot, ma charakter ideatyczny (to znaczy związany z ideami):
rozumieć przedmiot to znać idee będące jego źródłem.
[16]
Zob. Władysław Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. III,
Ossolineum, Wrocław – Warszawa – Kraków, 1967, s. 42.
[17]
Cyt. za: Władysław Tatarkiewicz, Historia estetyki, t.
III, Ossolineum, Wrocław – Warszawa – Kraków, 1967, s. 112
(słowo „preordinazione”
Tatarkiewicz tłumaczy jako “projekt”).
[18]
Cyt. za: Maurice Merlau-Ponty,
Oko i umysł. Szkice o malarstwie,
przeł. Stanisław Cichowicz, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1996, s. 55.
[19]
Cyt. za: Józef Czapski,
Patrząc, Znak, Kraków 1983, s. 157.
[20]
Czy coś innego mówią polskie słowa „zamysł” i „przedmiot”?
Za-mysł, przed-miot. Zamysł, to myśl, którą człowiek zamierza się...
Przedmiot to korelat tego rzutu, to, co rzucone, „miotnięte” przed...
Każdy przedmiot, jako przedmiot, jest więc zamyślany, inaczej mówiąc:
„intencjonalny”.
[21]
Akt twórczy w swej istocie dokonuje się w odczuwaniu, a nie w
robieniu czy produkowaniu czegoś (nawet wówczas, gdy ktoś wykonuje coś).
■
|