druk w

druk w: Dorota Probucka (red.); Etyka wobec sytuacji granicznych, Kraków 2007

 

 

 

 

 

 

 

 

 

janusz krupiński

Doświadczenie mistyczne

jako źródło etyki / postawy etycznej

 

 

 

O wszystkich, którzy pisali czy też pisać będą o czymś z tej dziedziny i twierdzą, że dzięki temu, co usłyszeli ode mnie bądź od innych, lub też doszedłszy do tego samodzielnie, obeznani są z tym, co stanowi przedmiot najpoważniejszych moich rozważań, tyle tylko mam do powiedzenia, że nie jest, zdaniem moim, możliwe, aby rozumieli się na tym chociaż trochę. [...] Nie są to bowiem rzeczy dające się ująć w słowa  [...]

Platon, List siódmy

 

Wielbić negacje ... by poznać bez zasłony tę niepoznawalność, którą ukrywa w każdym stworzeniu poznanie, jakie można mieć o Nim, by zobaczyć w ten sposób tę ciemność ponadistną, która ukrywa całą światłość zawartą w bytach. [1]

Dionizy Aeropagita, O teologii mistycznej

           

           

           

Nie czyni, i nie może zadość uczynić jakiejś powinności, jakiemuś prawu. Nie jest czymś, na co można się zdecydować, czymś, co ktoś może wybrać, przedsięwziąć, przeprowadzić. Przeżywane jest niejako mimowolnie, przebiega poniekąd samo, w sposób nie poddający się ukierunkowaniu czy kontroli. Przeżywane jest w samotności, w oderwaniu od ludzi, tradycji, znanych form. Już to dla tych powodów doświadczenie mistyczne wydaje się leżeć poza sferą, do której odnosi się etyka. [2]  Samo w swych granicach wydaje się nawet nie mieć związku z etyką, jakkolwiek nieetycznym może wydać się życie pragnieniem go, życie pamięcią o chwili, w której było dane, przedkładanie go ponad wszystko inne.

 

1. Samotność?

 

            Doświadczenie mistyczne ma charakter indywidualny. Nie można się nim podzielić z kimś, nie można przekazać komuś jego treści, nie daje się kogoś na nie naprowadzić. W tym sensie człowiek zanurzony w takim konkretnym doświadczeniu, dotknięty nim, jest oderwany od innych ludzi, od społeczności, samotny.

            Nie oznacza to jednak, że doświadczenie takie ma prywatne znaczenie, że stanowi jakieś wewnętrzne wzburzenie czy poruszenie, że pozostaje osobistym tylko przeżyciem bez żadnego wiążacego znaczenia (wiążącego, to jest ustanawiąjącego więź, zobowiązującego... ).

            Co więcej, wcale stąd nie wynika, że doświadczenie takie ma charakter aetyczny (jeśli „aetyczny” miałoby oznaczać: bez związku z porządkiem etycznym, bez odniesienia do sfery tego, co moralne lub niemoralne itp), antyetyczny (przeczący istnieniu etyki, głoszący pustość takich pojęć jak moralność czy niemoralność) ani tym bardziej nieetyczny (jeśli „nieetyczny” miałoby oznaczać niemoralny, urągający moralności itp). [3]

            W żadnym razie jednak doświadczenie to nie jest tożsame z jakąś monadyzacją, solipsyzacją, egotyzacją czy narcyzacją doświadczonego. Przeciwnie, jeśli gdzieś, to właśnie w nim Inne staje się obecne.

            Dylemat czy oddawać się „mistycznym wizjom” czy pomóc drugiemu człowiekowi, dylemat taki może być poważnie traktowany tylko przy ignorancji wobec (!) natury autentycznego doświadczenie mistycznego. Stanowi nieistotny, a nawet pozorny problem. Poczwórnie chybia. Po pierwsze dlatego, że przeżycie mistyczne nie jest czymś, na co można się zdecydować i przeprowadzić (może przyjść wszędzie, nigdy jednak nie wiadomo czy przyjdzie, i gdzie; może nas znaleźć, można je znaleźć, nie można go szukać). Po drugie, wątpliwe, czy jest wizją (a tym bardziej czegoś). Po trzecie, skoro/jeśli etyczna postawa człowieka wobec drugiego/innego i wobec samego siebie ma źródło w takim doświadczeniu (co spróbuję pokazać). Po czwarte dlatego, że takie doświadczenie możliwe jest także w spotkaniu z drugim człowiekiem – a tylko takie spotkanie, jest autentycznym spotkaniem, Ja i Ty.

            Nawet na gruncie religijnym doświadczenie mistyczne traktowane bywa z dużą ostrożnością. Podejrzliwość budzi już to jego osobny charakter, przebiega z dala od wspólnoty, autorytetu itp. (w przypadku chrześcijan podejrzenia takiego nie może budzić to, iż przebiega w ukryciu, faryzeizm, działanie na pokaz zostaje tam poddany krytyce). Z drugiej jednak strony, jakie są powody by twierdzić, iż w szczególności autentyczna postawa etyczna (moralna lub... niemoralna), nie wspominając o religijnej, formuje się dzięki posłuchowi danemu lekturom i mowom wychowawczym, dzięki uczestnictwu w spotkaniach integracyjnych, wiecach czy kongresach, obrzędach? Żar zbiorowych przeżyć nie musi wcale ujawniać zbliżenia się do prawdy ani oddalenia sie od błędu, a jedynie siłę odruchów stadnych tkwiących w człowieku, masowy obłęd.

O tyle jednakoż, nie mamy tu do czynienia z jakimś albo-albo, że przecież kto przeczyłby temu, iż np. liturgia, obrzęd, jeśli kiedykolwiek przestaje być tylko pełnym zaangażowania teatrem (magią, o czym później) to... przechodząc w doświadczenie mistyczne (a nie wtedy, gdy jest zadość uczynieniem powinności, wypełnieniem przykazania)?

Podobnie, dopiero przechodząc, „przeskakując” w doświadczenie mistyczne czytanie świętego pisma osiąga swoją głębię (a ono ukazuje swoją świętość). Nie chodzi przy tym o chwilę zrozumienia, uchwycenia sensu, sensu słów. Żadne rozumienie nie jest zrozumieniem, to nieskończony proces. Przychodzi (na)tchnienie – a to nie kończy, tylko otwiera. Nie ma w tym „zrozumiałem”, „już rozumiem” (czyli zaślepienia), przeciwnie, natchnione miejsce wskazuje poza-, ku-, wyprowadza w przeczuty teraz nadsens...

            Co usprawiedliwia mówienie przez kogoś innym o doświadczeniu tego typu? Warto, aby dać pewną „wskazówkę” (Platon)?, aby wzbudzić czujność? Gdy przyjdzie, aby zauważyli? Gdy ich spotka, aby tak łatwo go nie zlekceważyli? By przytomna, „oświecona” strona ich duszy pośpiesznie nie uznała go za chwilowe postradanie zmysłów, zaćmienie, przywidzenie (taka możliwość świadczy już o tym, iż mistyka wcale nie ma zniewalającej mocy). Po drugie, aby zbyt łatwo nie przyjmowali każdego niezwykłego doświadczenia za widzenie. Jednak nie zajmę się tutaj (taką) „etyką mistyki” - wskazówkami tego typu.

 

2. Mistycyzm?

            Zachowałbym pewną podejrzliwość wobec mistyków.

            Jeśli mistykiem jest właśnie ktoś, kto mistyki szuka, kto stanów mistycznych pragnie, mistykę ma na ustach, rozgadany jest temat spraw tajemnych, niezwykłych..., siebie mianem mistyka określa, żyje mistyką (to raczej jakieś autohokus-pokus).

            Jeśli mistykiem nazywać kogoś, kto jest podmiotem doświadczenia mistycznego, podmiotem? I to sformułowanie budzi wątpliwości. Człowiek, któremu jest dane to doświadczenie, nie jest jego podmiotem. Przynajmniej w przyjętym znaczeniu tego słowa. Jeśli człowiek jest tu podmiotem, to w znaczeniu bycia pod..., bycia przyjmującym, znoszącym, dźwigającym.

            Doświadczenie mistyczne komuś się przydarza, ogarnia go... Nie pełni on wtedy jakiejś funkcji, nie odgrywa żadnej roli, nie jest egzemplarzem jakiegoś gatunku, i w tym znaczeniu żadnym „–tykiem”, a więc i mistykiem nie jest. Czy jest nim odkąd to przeżycie minęło, a on wziął je na poważnie, o ile zostawiło w nim ślad? I wtedy raczej nie żyje w rozpamiętywaniu tamtego przeżycia lecz raczej po prostu w świecie widzianym i określonym w nowym świetle (wyniesionym z tamtego doświadczenia)... Żyje tym, na co ono go otworzyło.

            Deklaracja „Jestem mistykiem!” nie przybliża do doświadczenia mistycznego. Tym bardziej jeszcze,  jeśli być mistykiem znaczyłoby: głosić mistycyzm, podzielać teorie mistycystyczne itp. Jeśli znaczyć miałoby: „Ja widziałem, o wy ślepcy”, wówczas staje się przejawem pychy.

            To prawda, mistycyzm może wydać się „nieetyczny”. Jeśli przeżycie mistyczne byłoby li tylko przerwą w życiu, wyjściem poza świat, niczym halucynacja, upojenie, szaleństwo, wizjonerski wgląd w zaświaty jakieś. Jeśli samo przeżycie to miałoby stanowić sens i cel życia, któremu i którego osiągnięciu i utrzymaniu wszystko miałoby zostać podporządkowane.

 

3. Punkt wyjścia: (hipo)teza, metoda

            W zasadniczej sprawie, związku doświadczenia mistycznego z etyką, spróbuję rozwinąć myśl, że doświadczenie takie jest źródłem etyki – autentycznej postawy etycznej człowieka. Jeśli etyka gdzieś może znajduje źródłowe poznanie, to w doświadczeniu mistycznym. [4]

            Jeśli tak, wówczas pytanie o stanowisko etyki wobec doświadczenia mistycznego okazuje się niewłaściwym. Kwestia co z etycznego punktu widzenia począć z doświadczeniem mistycznym okazuje źle postawioną, skoro/jeśli to w tym przeżyciu dopiero rodzi się etyczny punkt widzenia.

            Jakie znaczenie mają fakty „dowodzące”,  że w wypadku konkretnych ludzi „przeżycie mistyczne” prowadziło ich do przyjęcia postawy „etycznej” czy „humanitarnej”? Czy nie wskazują tylko na pewne mechanizmy psychiczne. [5] Zaś z filozoficznego punktu widzenia postawić należałoby natomiast pytanie o to, jakie konsekwencje (istotowe, logiczne) dla etyki, dla sfery etycznej, a nawet jakie znaczenie dla ugruntowania się sfery etycznej, dla pojawienia się właściwych jej istności i rozróżnień (to, co moralne, co niemoralne, sumienie... ) mają idee, które odsłaniają się człowiekowi w tym przeżyciu (chociażby jako „treść” wyniesionych stąd przez niego odczuć, przeświadczeń, wierzeń... ). Z drugiej strony, właśnie dzięki przeżyciu mistycznemy idee takie nie są czczymi formułkami, abstrakcyjnymi tezami lecz w żywy sposób mogą określać postawę człowieka.

            Zapewne w doświadczeniu mistycznym jedną z unaoczniających się idei jest idea czystości (w przeżyciu światłości). Nie podejmę tego wątku. Przede wszystkim spróbuję zająć się ideą prawdy. Sposobem, w jaki w tym doświadczeniu człowiek przybliża się do idei prawdy, i tym, jakie konsekwencje etyczne ma ta idea.

            Zamiast od definicji wyjdę od przykładów, wskazujących na doświadczenie mistyczne jako pewne ekstremum w życiu człowieka. Tam znajduję podstawowe rysy takiego przeżycia. Właściwe mu granice.

            Klasyczny, modelowy tekst znajdziemy „oczywiście” u Platona, w jego Liście siódmym („oczywiście”, skoro wszyscy piszą tylko przypisy do Platona). Wspomnę także przeżycie Loyoli (1522) oraz „dwadzieścia minut” Wata (1941).

 

4. Platon: ujawnienie istotnej natury rzeczy

            Listu siódmy Platona mówi o „sprawach”, do których odnieść można to właśnie miano, „doświadczenia mistycznego”. Kluczowe fragmenty tego Listu wydają się stanowić klasyczne ujęcie problemu mistyki. [6]

            Podstawowe charakterystyki jakie tam można znaleźć: (żadne poszczególne) doświadczenie mistyczne nie daje się ująć w słowa, wymyka się mowie (arrethon), jest nieprzekazywalne innym (inaczej: nie stanie się kogoś udziałem, ani ono ani jego treść, poprzez zapoznanie się z jego opisem, a to już dlatego, że żaden jego adekwatny opis, żaden jego wyraz nie jest możliwy, nic takiego nie istnieje, nie można go opisać, nie można go wyrazić, oddać, przedstawić... ).

            Gdyby było inaczej, Platon mógłby podjąć się „najpiękniejszego zadania w życiu”, pisałby „o tych tak zbawczych prawdach dla ludzi i ażeby wszystkim oświetlić istotną naturę rzeczy” [7].

            Nie ma drogi prowadzącej do doświadczenia mistycznego, jakkolwiek na mozolnej drodze życia, poprzez wzloty i upadki, pośród prób ujawniania rzeczy („nazwy”, „określenia”, „obrazy”, „wiedza”) czasem spotyka ono kogoś. Wtedy owe wszystkie formy pośrednie, te zapośredniczenia („nazwy”, „określenia” itd.), tracą na znaczeniu.

            Oto „z długotrwałego obcowania z przedmiotem, na mocy zżycia się z nim, nagle, jakby pod wpływem przebiegającej iskry, zapala się w duszy światło i płonie już odtąd samo siebie podsycając”, wtedy „tryśnie światło właściwego ujawniania każdej rzeczy”[8].

            W tym świetle świat ukazuje się od nowa? Wszystko zyskuje dopiero (autentyczne) znaczenie (jakkolwiek niegdyś jakieś wydawać się miało)? To światło (ujawnienia) „istotnej natury rzeczy”? Przejrzenia. Przynosi więc zarazem przemianę duszy, wraz z którą człowiek poznaje zarazem siebie, swoją naturę, dotąd zapoznaną naturę, ukrytą przed nim samym?

            Zbawcza to przemiana.

            Zbawcza, gdyż odkąd światło to, z wnętrza duszy czynne jest w widzeniu, w promieniu spojrzenia rozświetla świat, odtąd czyn nie zostaje podjęty ze względu na przykazanie, powinność, ślepe posłuszeństwo, czy strach, lecz rodzi się bezpośrednio w spontanicznej odpowiedzi na widoczny w tym świetle sens? Dopiero odtąd czyn ma charakter czynu moralnego (lub niemoralnego)?

            Światło to dopiero ujawnia rzeczywiste formy, formy nadaje, źródłem form jest? Z tego światła świat?

            Szczególnego podkreślenia wymaga ta doniosła, wiążąca charakterystyka doświadczenia mistycznego, obecna w tekście Platona. Powtórzę: w doświadczeniu mistycznym objawia się „istotna natura rzeczy”. Wszystkich rzeczy. Istnienia? [9]

            „Istotna natura rzeczy”. W języku mistyki nazywana pranaturą, praobrazem, praistotą, prapodstawą, prapodłożem, prarzeczywistością... (czyli Naturą, Obrazem, Istotą, Podstawą, Podłożem, Rzeczywistością... ).

            Jak daleko stąd do Boga?

            Dodać także warto, że w pewnych fragmentach z Platona wskazane zostaje powiązanie doświadczenia światła z doświadczeniem piękna: „Piękne jest to, co świeci najjaśniej”, i splata się z thaumasein, „zadziwieniem”. [10]

            Z odczuciem cudowności, (nad)naturalności, świętości istnienia?

 

5. Loyola: poza przyjemnością i pociechą

            Ignacy Loyola na wysokim brzegu rzeki wpatrzony w jej nurt. „A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. To, co wtedy pojął, nie da się szczegółowo wyjaśnić, choć było tego bardzo wiele ... jeśli rozważy całe życie swoje aż do 62 roku życia i jeśli zbierze razem wszystkie pomoce otrzymane od Boga, i wszystko to, czego się nauczył, i choćby to wszystko zebrał w jedno, to i tak nie sądzi, żeby to wszystko dorównywało temu, co wtedy otrzymał w tym jednym przeżyciu”. [11]

            Wiele daje do myślenia poboczny aspekt przeżycia Loyoli. To lekcja sugerująca czym doświadczenie mistyczne nie jest, co różni je od fałszywej mistyki. Otóż znane mu już wielokrotnie z przeszłości, powracające „widzenie”, już po przeżyciu na brzegu rzeki utraciło nad nim moc. Czytajmy: podczas pobytu w szpitalu „zdarzało mu się wiele razy widzieć za dnia w powietrzu tuż obok siebie pewne zjawisko, które dawało mu wiele pociechy, było bowiem nadzwyczaj piękne. Nie rozpoznawał dobrze, co to jest, ale w pewien sposób wydawało mu się, że ma kształt węża z wielką ilością punktów błyszczących jakby oczy, chociaż nie były to oczy. Widok tej rzeczy sprawił mu wiele przyjemności i pociechy. I im więcej razy ją widział, tym bardziej wzrastała jego pociecha, a kiedy znów ta rzecz znikała, doznawał z tego powodu przykrości”. [12] Po przeżyciu na brzegu rzeki, gdy ponownie ukazała mu się ta rzecz, która przedtem  „wydawała mu się bardzo piękna”, teraz utraciła to piękno, i „rozumiał bardzo jasno i przy pełnej zgodzie woli, że był to szatan”. [13]

            Autentyczne doświadczenie mistyczne – i piękno – nie jest ani źródłem przyjemności ani źródłem pociechy. Nie przykuwa do siebie (uwagi). Nie pełni jakiejś życiowej funkcji, w szczególności terapeutycznej. Sytuuje się też poza pociechą czy pognębieniem. Sytuuje się poza przyjemnością i bólem, przekracza zasadę przyjemności.

            W konsekwencji: człowiek ani nie znajduje upodobania w nim ani w czymś. W szczególności: Piękno leży poza podobaniem się i niepodobaniem, to nie jego porządek (piękno i światło, jak pamiętamy z Platona, wespół... ). Rozważania na temat tego, co pierwsze, co pochodne, piękno czy podobanie się, okazują się nieporozumieniem. Nastawienie właściwe dylematowi sformułowanemu przez św. Augustyna, „Coś mi się podoba ponieważ jest piękne, czy też jest piękne ponieważ mi się podoba” niszczy piękno, budzi oczekiwanie, które na autentyczne piękno zamyka: albo redukuje je do podobania się, do przyjemności w nim znajdowanej, albo traktuje jako coś, w czym można znaleźć upodobanie, jako coś, co może być przedmiotem podobania się, czego obecność dla nas miałaby się spełniać w naszym (u)podobaniu. [14]

            Mistycyzm (fałszywy?, raczej wszelki mistycyzm jest fałszywy?): człowiek za głębokie, duchowe bierze wszystko, co wprowadza go w trans, nakręca lub wycisza, rozpala lub uspokaja, bierze, porywa lub koi.... Najogólniej: to formy magii – przez co rozumiem zabiegi podejmowane przez człowieka (wbrew ich jawnemu celowi) potęgujące jego poczucie bycia kimś. W jego własnym przekonaniu – na poziomie świadomości – to działania zmierzające do osiągnięcia jakiegoś (zewnętrznego) celu, tymczasem w istocie mające przynieść samozadowolenie, poczucie własnej wartości, własnego Ja i jego wielkości itp. (czy poza doświadczeniem mistycznym jakakolwiek nasza aktywność nie jest tylko ukrytą magią?). [15]

            W doświadczeniu mistycznym człowiek nie koncentruje się na sobie, nie chodzi mu o własny byt, cały oddaje się Innemu, żyje innym. Nie kieruje się żadną swoją potrzebą (każde pragnienie zaślepia, przykuwa do upragnionego, pozwala widzieć tylko to, co celu prowadzi lub to, co przeszkadza na drodze do celu, nic więcej dlań nie istnieje).

            Doświadczenie mistyczne przekracza zasadę interesowności.

 

6. Wat: niepowtarzalność, brak metody

            Czterdziestojednoletni Aleksander Wat na dachu więzienia na Łubiance, w stanie, mówiąc językiem św. Jana od Krzyża, „oschłości zmysłowej”, podczas dwudziestominutowego spaceru słyszał muzykę Bacha z tam rozwieszonych głośników. Wspomina: „to było bardzo gęste przeżycie, niesłychanie gęste. Ile można zmieścić w dwudziestu minutach! Czasami główną część życia swojego”. [16]

            Nawiązując do Schopenhauera Wat podtrzymuje przekonanie, iż „muzyka jest lepszą mową dla myśli ludzkiej, wyraża to, co jest niewyrażalne w języku” (tamże, s. 120).

            Pogląd, iż to muzyka jest najbardziej radykalną metafizyką i najbardziej mistyczną spośród sztuk staje jednak pod znakiem zapytania. Już to jeśli przyjrzeć się uważniej przypadkowi Wata. Po latach on sam próbuje powrócić do tamtego przeżycia na dachu Łubianki, słucha kantaty, „ale ład tamtego doznania został zagubiony, nie znajduję do niego żadnego początku drogi” (s. 120). Tymczasem, zupełnie nieoczekowanie, jeszcze tylko architektura placu w Erfurcie stała się miejscem pokrewnego przeżycia. Wat pisze: „pod rozległym, ogromnym, niebosiężnym masywem skalnym katedry ... gdy naprzeciw niej zminiaturyzowana odległością, vis à vis, stała równa pierzeja niskich domów patrycjuszowskich. ... napięcie między rzeczą boską a rzeczą świecką uchyliło na chwilę rąbka do przeżycia na dachu Łubianki” (s. 121). [17]

             Całe rzesze melomanów, bywalców filharmonii, audiofilów, zachwycają się Bachem, wynoszą przeżycia pełne aury tajemnicy, podnieceni tajemniczościami (iluż pośród nich mistyków, samozwańczych). Kupują sobie te pobudzenia tak jak nabyli osłuchanie, muzyczne wykształcenie, jak bilet, sprzęt i nagranie. Czy w głębi duszy jednak i sami tego  nie wiedzą, że głębsze przeżycie przytrafia się rzadko, że nie wystarczy sobie puścić kantatę, że nie wystarczy słuchać wykonania? Chwilowy zachwyt gaśnie, przychodzi rozczarowanie. Iluż zachwyconych muzyką naprawdę nigdy nie spotkało żadne „przemienienie”? (Nie ma powodu twierdzić, że było tak w wypadku samego kompozytora, każdorazowo, gdy pisał kolejny utwór, a nawet, że w ogóle tak musiało być w jego przypadku!)

            Dlaczego to wytwory powstałe z użyciem kamieni, farb czy słów, dlaczego to twory natury mają być pośledniejsze w porównaniu z muzycznymi kompozycjami, bardziej odległe czy obce doświadczeniu mistycznemu? Bo, powie ktoś nawiedzony estetyką pitagorejską, rzeźba, architektura, malarstwo, poezja są tylko ukrytą muzyką, a muzyczną istotę ma sama natura, sama rzeczywistość (dodałby ktoś: sam Bóg, radykalista zaś, że muzyczność sama jest Bogiem)? Jeśli nawet tak, utwory muzyczne, w znaczeniu dźwiękowe, wykonywane na instrumentach, itp., bynajmniej muzyczne, w znaczeniu zgodne z muzyczną naturą istnienia, wcale być nie muszą.

            Muzyka rzadko bywa w ogóle sztuką, a tym rzadziej bywa słuchana i doświadczana zgodnie z sztuki istotą (ta przeczy sformułowaniu: „rzadko muzyka bywa słuchana jako sztuka” – kto w dziele sztuki sztuki szuka, ten gubi jej istotę, która ani artystyczna, ani estetyczna nie jest; w sztuce nie chodzi o sztukę).

            W świetle powyższego naiwny jest pogląd, że muzyka wyraża czy potęguje doświadczenie mistyczne. Co więcej, pogląd taki rozmija sie z naturą samego doświadczenie mistycznego, nie zna jej. Ono nie jest czymś, co wpierw dane mogłoby potem zostać wyrażone, ono nie jest czymś, do czego można przykładać akcelatory, co można stymulować, np. poprzez bodźce dźwiękowe. Żadne dzieło sztuki nie jest środkiem, narzędziem wywołującym przeżycia mistyczne, dokładnie tak, jak te nie są czymś, co można wywołać. Nie dostarcza, nie powtarza impulsów, które rzekomo pierwotnie uruchomiły proces twórczy w przypadku samego artysty.

            To panujący dzisiaj ideał mocy twórczej zapoznaje kategorię łaski, i próbuje podporządkować sobie sferę właściwą porządkowi łaski właśnie, sferę doświadczenia mistycznego (w szczególności to nie tylko prestidigitatorzy psychologii transpersonalnej, magicy od „peak experience” próbujący rozwijać techniki „przejścia”, ale także dawni autorzy podręczników z zakresu technik życia mistycznego ulegają pokusie opanowania tej sfery). [18]

            Wskazać można także pewien punkt zbieżny dla przypadków Wata i Loyoli. Wat pisze, iż wobec piękna, które wtedy doświadczył „jaką efemerydą, jakim niebytem jest cała moc imperium? Ta moc, która wedle pięknej kolędy polskiej »truchleje«” (s. 120). Konsekwencją doświadczenia mistycznego byłoby więc wyjście poza porządek mocy, siły (odtąd żyć nie znaczy ustawiać się tak, aby jak najmniej obrywać razów, a miskę mieć możliwie pełną – to los zniewolonych ukazany chociażby przez Platona, w opowieści o jaskini). Konsekwencją –  rozpoznanie nierzeczywistego, efemerycznego charakteru pewnych sfer, dotąd traktowanych przez najpoważniej, jako coś ostatecznego. A co za tym idzie, wyzwolenie się spod ich nacisku. Wyzwolenie się z pewnych iluzji.

 

7. Sytuacja egzystencjalna

            Doświadczenie mistyczne. Nie ma przedmiotu, nie podejmuje tematu, nie orientuje go myśl o jakimś problemie. Nie poprzedza go żadne pytanie, nie jest więc udzielaniem odpowiedzi (jakkolwiek gdy już przeminie może stanie się źródłem pytań i odpowiedzi). W nim nie poddaje się czegoś doświadczeniu, ale samemu jest się doświadczonym. Doświadczenia takiego się nie projektuje i nie przeprowadza. Wymyka się ono kategorii metody, czyli nie jest drogą, którą można przejść za kimś (methodos), nawet nie może go powtórzyć ktoś, komu było ono dane.   Niepowtarzalne, nie przychodzi na wezwanie do powtórki. Nie ma listy warunków, które należy/wystarczy spełnić, aby stało się ono kogoś udziałem. Ogarnia nagle, niespodzianie – i to czasem, z rzadka, niektórych. W sposób nieprzewidywalny, nie dający się wyjaśnić. Zarazem jednak wydarza się gdzieś i wobec czegoś. To sytuacja, w której ktoś się znajduje?, znajduje siebie?, która staje się bez jego wyboru. On jej nie definiuje. Sam raczej czuje się wybranym, ona go wybiera, ona go definiuje – w tym też to sensie znajduje on w niej siebie? Definiuje, określa? W każdym razie w sposób, który nie daje się oddać przy pomocy jakichś definicji, określeń, wyjaśnień. Tak doświadczony określa się wobec nieuchwytności doświadczającego go. W odczuciu tej granicy, tego przeskoku, otwarcia...

            Między tym, co naturalne a nadnaturalne.

            W ten sposób, poprzez odczucie nadnaturalności, doświadczenie mistyczne określa sytuację egzystencjalną człowieka.

            Po pierwsze, jako żywe odczucie faktu istnienia. po prostu bycia. Dopóki jest ono oczywistością, czymś naturalnym nie zauważa się go. Uwaga przykuta jest do przedmiotów pragnienia, obawy, do tego, lub owego, w zabieganiu, przed czymś lub za czymś. Dopiero w doświadczeniu mistycznym, wobec samego istnienia, jako takiego, jakimkolwiek bywa, człowiek mówi tak, lub nie. Ten akt afirmacji, lub negacji, bezwarunkowej, fundamentalnym aktem etycznym? Błogosławienie, albo przeklęcie? (Skąd negacja? Zapewne, gdy doświadczony zatrzyma się na ciemności, rozdarciu wewnętrznym, gdy odrzuci wezwanie..., nie udźwignie.)

            Po drugie, jako żywe odczucie nadnaturalności właśnie, świętości? Wtedy afirmacja istnienia, jako pierwotny akt moralny człowieka? (Niemoralnym, negacja, odrzucenie tego, co nad-, czyli wyższe?) Na tej płaszczyźnie wciąż nie pojawiają się wartości, a więc i ich hierarchie itp. Jeśli można tu mówić o jakiejś wartości, to tylko wartości ontycznej, istnienia, bycia jako takiego (niezależnie od tego, jakim by było). Tamte z tej, pochodne?

            Po trzecie? Dopiero wraz z tym, co nadnaturalne znajdują rację bytu takie kategorie jak sens czy wartość. W granicach tego, co naturalne, w sferze natury, przyrody, pojęcie wartości może być użyte co najwyżej w nieistotnym, niewiążącym znaczeniu, np. tego, co ludzie pragną, czego chcą, do czego popycha ich instynkt, co preferują, co służy zachowaniu życia, gatunku itp. W każdym z tych wypadków w istocie ze słowa wartość w ogóle można zrezygnować. Na rzecz czynnika, do którego wartości się redukują, który okazuje się prawem rządzącym istnieniem, życiem, człowiekiem (czynniki, które kandydują to tej roli właśnie już wspomniałem, a więc pragnienia, instynkty itd.). Na poziomie natury – nagiej natury, przyrody jako przedmiotu pozytywnych nauk, przyrodoznawstwa – nie ma czegoś takiego jak wartości, a więc i tym samym nie ma czegoś takiego jak (nie)moralność, etyka. Na poziomie natury człowiek podlega tylko prawu siły, podlega takim siłom jak chociażby przyjemność i ból. Te wprawiają go w gonitwę. Za jednym biega, przed drugim ucieka, Jakkolwiek jedno uczony nazywa „bodźcem pozytywnym”, drugie „negatywnym”, określenia te niech nie łudzą, że chodzi o rozróżnienie między pozytywnymi i negatywnymi wartościami. To tylko bodźce przyciągające i odpychające, to formy konieczności (zniewolenia).

            Doświadczenie mistyczne wynosi na poziom nadnatury, wtedy natura okazuje się Naturą.

            Kto ma poczucie naturalności wartości, oczywistości ich obecności w naturze, świecie, ten nic o wartościach nie wie.

            Doświadczenie mistyczne łączy w sobie żywe przeżycie obecności i nieuchwytności doświadczającego (stąd zarazem światłość i ciemność?), Innego.

            Ruch przychodzi z zewnątrz. Inne doświadcza. Wypełnia wnętrze? A jednak pozostawia tylko myśl o Innym. Odczucie obecności Innego. Nagiej jego obecności. Bez widzenia, bez widoku jego postaci, atrybutów... (stąd zarazem światłość i ciemność?).

 

8. Idea prawdy

            Człowiek doświadcza bycia doświadczonym przez Inne. Czy jednak jego wnętrze wypełnia wtedy cokolwiek więcej jak tylko odczucie obecności Innego? Czy komuś, kto z przeżycia tego wyszedł pozostaje cokolwiek więcej niż myśl o Innym?

            Najpewniej istotna przemiana duszy nie polega na poszerzeniu horyzontów, na subtelniejszym uwrażliwieniu, ani na zdolności dostrzeżenia jakichś nowych faktów, czy faktów nowego rodzaju. Skoro nie, to pozostaje tylko ta możliwość: posiada rewolucyjny charakter? Stanowi przeskok w inną umysłowość, w inny światoogląd (któremu to oglądowi ukazuje się nowy, inny świat), oznacza myślenie według innych kategorii, oparte na nowych zasadach?

            Cóż jednak gwarantuje, że ten przeskok nie oznacza zmiany jednego przywidzenia na inny rodzaj przywidzenia, jednego obłędu na kolejny. Przeskok  w okowy kolejnej idolatrii, kolejnej „prawdy”? Z tą różnicą, że teraz ten nowy ogląd kogoś rozgrzewa, unosi i wiedzie w swój świat (w swe echo?, korelat stanu duszy?)? [19]

            Doświadczenie mistyczne dalekie jest jednak o takich konsekwencji. Dlatego nie prowadzi do doktrynerstwa, ideologii itp, że z niego nie wynosi człowiek jakiejś prawdy lecz raczej samą ideę prawdy.

            W jaki sposób? Paradoksalna, sprzeczna natura doświadczenia mistycznego może daje pewną wskazówkę. Światło i ciemność idą tu w parze. Światło oślepiające, ciemność oświecająca. Dlaczego?

            Pamiętajmy o pierwotnej nieuchwytności doświadczanego (nie ma tu mowy o wizji, widzeniu czegoś). Zasadniczo to, co doświadczone w doświadczeniu mistycznym pozostaje nieuchwytne. W przeciwieństwie do wszystkiego, co ma kształt, postać, granicę – w nim uobecnia się coś bez formy, coś, do czego żadna forma nie pasuje, przyłożyć się nie daje. A więc coś, co żadnym „coś”, żadnym „czymś” nie jest? [20]

            Wobec powyższego, paradoksalnie, to zarazem doświadczenie ciemności, czegoś najbardziej ciemnego, to doświadczenie niczego, nicości?      

            ( Na gruncie teologii nieuchronną konsekwencją doświadczenia mistycznego wydaje się więc via negativa, droga negatywna, apofatyczna. )

            Tu doświadczenie obecności i wymykania się prawdy. Niesie ze sobą światło idei prawdy – ta zaś ma etyczne konsekwencje, jeśli się ją przyjmuje, jeśli się prawdy pragnie. Samo jest jak oczekiwanie skierowane w ciemność,  poza krąg tego, co określone, co widać... Tam już nie kieruje się wzroku, a raczej wypatruje z zamkniętymi oczyma... W poczuciu nieuchwytności tego, co poza.

            Co przychodzi w przeżyciu tym, formy nie ma, a próba nadania mu formy, uchwycenia, pojęcia, określenia unicestwia jego obecność, natychmiast wyprowadza poza doświadczenie. Jako nieokreślone pozostaje czymś najbardziej ciemnym. Ciemność ta jednak oświeca duszę – w odczuciu obecności nieogarnialnego, przekraczającego. Tego człowiek nie dowiedział się, nie nauczył, nie wie, on teraz żywo to odczuwa, osobiście, całym sobą, że (pierwotna) rzeczywistość pozostaje nieosiągalna, ale istnieje. Idea prawdy staje się jego, określa go i cały stosunek do świata, innych ludzi, samego siebie. Idea prawdy: prawda istnieje, nie wiem nigdy czy kiedykolwiek mogę ją (po)znać, odległa jak nieskończona droga, bliska jak odczucie tego... Wtargnięcia, muśnięcia..., czegoś z zewnątrz, Innego.

            (Na tym fundamentalnym poziomie nie ma jeszcze wcale problemu prawdziwości czy fałszywości doświadczenia mistycznego. Tu sama idea prawdy zostaje dopiero założona. Jak wszędzie, tak i tu dodałbym znak zapytania.)

            Na czym polega etyczne znaczenie idei prawdy? Przyjęta splata się z utratą pychy. Odtąd nie utożsamiam się ze swoim punktem widzenia, ze swoją postawą, czy ze swoim stanowiskiem. Moje, jako moje, nie jest uprzywilejowane, wyróżnione, lepsze. Może żyję w (o)błędzie.

            Doświadczenie mistyczne jest chwilą wykroczenia poza siebie, utratą satysfakcji z „nasycenia samym sobą” (określenie Witkacego, Pożegnanie jesieni). Zrywa z utożsamianiem się ze sobą, z ideałem samozadowolenia, „autoerotyzmem” (określenie Schelera).

            Budzi pragnienie wyjścia ku Innemu, otwiera na inne.

            Głos Innego może przynieść przebudzenie, przejrzenie...

            Wraz z przyjęciem idei prawdy dialog staje się możliwy poniekąd ex definitione, skoro celem dialogu jest zbliżanie się do prawdy (chociażby przez rozpoznanie błędu). Warunkiem zaś partnerstwo. \nie ustawiasz się powyżej, bo wtedy pouczasz, dyktujesz. Nie ustawiasz się poniżej, bo wtedy tylko bezkrytycznie, ślepo przyjmujesz. [21]

            Czynić w zgodzie z własnym przekonaniem, w zgodzie z samym sobą, w najlepszych intencjach – to nazywa się czasem postępowaniem zgodnym z sumieniem, i widzi się w tym wolność od grzechu. Sumienie rodzi się jednak dopiero wraz z utratą pewności, z brakiem zaufania do siebie, do własnych przekonań, żywionych przez siebie wyobrażeń dobra czy zła. A to dzięki idei prawdy, która pociąga za sobą podstawowe rozróżnienie etyczne, a mianowicie między tym, co wydaję się mi dobre, a tym, co jest dobre. Stąd żyć w prawdzie, to żyć w niepewności, z poczuciem ryzyka... Bez forsowania swego puktu widzenia, w gotowości do porzucenia go....

            Doświadczenie mistyczne z pozoru zdaje się działać zniewalająco. Tymczasem przeciwnie, sprzyja wewnętrznemu wyzwoleniu. Przyjęte, wraz z ożywiającą je ideą prawdy, doświadczenie mistyczne pociąga za sobą swobodę wewnętrzną – dystans wobec samego siebie.

 

 

 

 

 

 

                                                     


Przypisy:



[1]           Dionizy Aeropagita, O teologii mistycznej, II, PG 3, 1025, cyt. za: Jean-Yves Leloup, Hezychazm. Zapomniania tradycja modlitewna, przeł. Helena Sobieraj, Znak, Kraków, 1996, s. 73.

 

[2]           Bodaj filozofia dialogu, Rosenzweiga czy Levinasa, zajmuje zbliżone stanowisko w kwestii stosunku etyki i mistyki.

 

[3]           Nie podejmę tu pytania czy w odniesieniu do człowieka aetyczność nie jest w gruncie rzeczy, ukrytą, antyetycznością bądź nieetycznością. Analogicznie: czy obojętność na ideę Boga, życie bez żadnego odniesienia do niej, jest już ateizmem (uwaga: ateizm bywa rozumiany jako antyteizm).

 

[4]           Twierdzenie to, przyznam, trąci tautologią, św. Tomasz z Akwinu mistykę definiował jako „cognitio Dei experimentalis”, mając na myśli poznanie Boga poprzez własne, osobiste, przeżycie... (definicję Tomasza odnotowuje Gershom Scholem, w: Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki, przeł. I. Kania, Czytelnik, Warszawa, 1997, s. 28)

 

[5]           Przypadek pani „A. J. S.”, która pod wpływem „przeżycia światłości mistycznej” podejmuje „działania na rzecz innych”, „pomaga ludziom w znajdowaniu sensu życia” przywołuje Eliade (jego sformułowania). Słowa samej A. J. S., przez niego cytowane, wykraczają poza tą cnotliwość, która kazała mu mówić o „humanitarnym” charakterze przeżycia tej kobiety. A. J. S. pisze: „Doznanie umysłowe, które pociągnęło za sobą światło, jest ciągle z istoty swej tym samym: to usilne pragnienie odkrycia (objawienia) człowieka przed samym sobą, chęć pomocy tym, którzy usiłują znaleźć coś, co zasługuje na przeżywanie na tym, co nazywa się »tą drogą«” (Mircea Eliade, Mefistofeles i androgyn, przeł. Bogdan Kupis, KR, Warszawa 1994, s. 69; oryginał lub przekład nieco niezręczny).

 

[6]           Nie twierdzę, że było tak w sensie historycznym, to znaczy, że opisy z Listu wywarły wpływ na myśl mistyczną pełniąc rolę wzorca, do którego się odwoływano. Takich odniesień nie znajduję (List wspominany jest raczej na gruncie teorii kontemplacji, np. przez H. Arendt; stosunkiem mistyki i kontemplacji tutaj się nie zajmę)). Przy całej mojej wyrywkowej i pobierznej znajomości literatury mistycznej ośmielam się twierdzić, że List opisuje sytuację wzorcową.

 

[7]           Platon, Listy, przekład i opracowanie: Maria Maykowska, red.: .Maria Pąkcińska. PWN, 1987, s. 51. Słowo „rzeczy” czytałbym w liczbie mnogiej!

 

[8]           Platon, Listy, przekład i opracowanie: Maria Maykowska, red.: Maria Pąkcińska. PWN, 1987, s. 50, 55.

To światło jakkolwiek staje się wewnętrznym światłem duszy, to stało się tak dzięki „przebiegającej iskrze”, a więc nie jest jej, ani przecież z niej nie pochodzi. (W dyskusji ten sprawy trudno byłoby nie uwzględnić Mistrza Eckharta, który mówi o „boskiej iskrze” u podstaw duszy.

Przekład Listów odnośnie cytowanego fragmentu budzi pewne wątpliwości. Odnośnie „obcowania z przedmiotem”: w dziejach filozofii kategorie przedmiotu i podmiotu pojawiły się później. W doświadczeniu mistycznym nie wchodzi w grę uczynienie czegoś przedmiotem; uprzedmiotowienie czegoś zamyka przed takim obcowaniem z nim, które byłoby doświadczeniem mistycznym, które by pozwalało na właściwe ujawnienie. Tutaj jednak, w tym przekładzie, słowo „przedmiot” użyte swobodnie, wskazuje na cokolwiek, rzecz jakaś?

 

[9]           Czy ujawnienie „istotnej natury” polega na uchwyceniu czegoś, zdobyciu pozytywnej wiedzy o czymś? Dość, że odczuta zostanie jej obecność, tchnienie jej emanacji? Pierwotnie jej światło oślepia, oczy ciemnością wypełnia? W tym wypadku doświadczenie mistyczne nie byłoby drogą osiągnięcia pozytywnej wiedzy (pozostałoby drogą negatywną).

 

[10]         Przekład/interpretacja H. Arendt: „pełen zachwytu podziw” zbyt mocno sugeruje określoność, przedmiotowość doświadczanego (co innego może być korelatem podziwu?).

Światło wypełnia duszę. Człowiek żywo odczuwa obecności Innego, obecność, bez uchwycenia jakichkolwiek jego cech, atrybutów, bez widzenia czegoś. Niemniej wówczas Inne odczute zostaje jako obecne także tutaj, po tej stronie granicy, w immanencji, jako osnowa?, tkanka?, centrum? świata i samego człowieka.

Św. Augustyn,  w Wyznaniach  (10, 27) dobitnie wskazuje na związek przeżycia światła, piękna i prawdy o sobie samym przez tak doświadczonego. Odtąd człowiek jest wezwany: „Późno Cię umiłowałem, piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się błąkałem po bezdrożach i tam Ciebie szukałem ... . Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą ... . Zawołałaś, rzuciłaś wezwanie, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją". Rozświetlona ślepota – to coś więcej niż ujawniona niezdolność widzenia?

 

[11]         Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma, 30.

 

[12]         Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma, 19.

 

[13]         Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma, 30.

 

[14]         Św. Jan od Krzyża nie inaczej. O tych, których dusze nie mogą oderwać się „od piersi smaków i przyjemności”, pogrążone są w „lenistwie” pisze: „Im coś jest bardziej duchowe, tym większą odrazę do tego odczuwają. Pragną bowiem kosztować rzeczy duchowych według swego upodobania i smaku” (św. Jan od Krzyża. Doktor Kościoła, Noc ciemna, I, 7, w: Dzieła, przeł. O. Bernard Smyrak OCD, Wydawnictwo OO. Karmelitów Bosych, Kraków, 1995, s. 424-425).

Zaś w sprawie doświadczenia piękna:

„Te dzieła, co się wokół przesuwają,

Niosą mi pieśń o Twojej czarownej piękności.

I coraz głębiej duszę rozdzierają,

Tak że niemal umieram,

Gdy mi szepcą o twoich tajemnic wielkości”

(Pieśń duchowa, Strofa 7, tamże, s. 559).

Przeżycie piękności opisane przez św. Augustyna w jego Wyznaniach (10, 27) także pełne rozdarcia: wprawdzie dusza znajduje wreszcie, w rozbłysku, Piękność, w swoim własnym wnętrzu, ale przecież odtąd dusza jest głodna, łaknie, tęskni za Jej, Piękności „spokojem”, wobec niej rozpoznaje nicość siebie samej. Wcześniej bezładnie biegała za „rzeczami pięknymi” w przekonaniu, że może je osiągnąć, teraz okazały się nie warte ludzkich zabiegów. (Konsekwencja: nic nie czynienie?)

 

[15]         Takie pojęcie magii formułuję wychodząc od znanego spostrzeżenia, iż magia faktycznie nie oddziałuje na przedmiot zabiegów, ale jest skuteczna wobec samego maga. Szerzej w: Janusz Krupiński, Intencja i interpretacja, ASP, Kraków 2001.

 

[16]         Aleksander Wat, Mój wiek. Pamiętnik mówiony. Część druga, rozmowy prowadził i przedmową opatrzył Czesław Miłosz, do druku przygotowała Lidia Ciołkoszowa, Czytelnik, Warszawa, 1990. s. 121. Z bezładu słów, w których Wat próbował opisać metafizyczną treść tamtego przeżycia wyłowiłbym nacisk na wyjście poza nagą naturę, odkrycie zgodności między naturą, nim samym, a „transnaturą, no, transubstancjacją natury. Przemienienie” (s. 119).

 

[17]         Wat pisze te słowa, a nie mówi, sprawa przeżycia na dachu Łubianki stała się przedmiotem jego najobszerniejszego przypisu do „pamiętnika mówionego”, do rozmów z Miłoszem).

 

[18]         Zob. Janusz Krupiński, „Moc i łaska. Dwa ideały twórczości”, w: Czesława Piecuch (red.), Kondycja człowieka współczesnego, Universita, Kraków 2007.

 

[19]         W sprawie idolatrii. Każdy kto wierzy w Boga na miarę swojego/pewnego wyobrażenia Boga, swego/pewnego/jakiegoś pojęcia Boga, ten wierzy w bożka. Aprioryzm prowadzi do spotkania z echem własnych myśli. Kanta przekonanie o tym, że mogę przyjąć pewne treści np. jako boskie tylko pod tym warunkiem, że zadość czynią mojemu pojęciu boskości, jeśli gdzieś to przekonanie traci znaczenie, jeśli gdzieś człowiek wyrywa się ze swej immanencji, to w doświadczeniu mistycznym, którego treścią jest apofatyczne, negatywne odczucie transcendencji rzeczywistości. Niesie myśl o Innym, czymś co przekracza wszelkie formy mego umysłu – co niesie szansę ich przemiany (dlatego jest prawdziwą twórczością?)?

 

[20]       Scholem, zresztą nie wspominając Platona, podkreśla, iż wobec „bezpostaciowości”, „amorficzności” pierwotnego doświadczenia możliwa jest „nihilistyczna mistyka”, natomiast „inni mistycy szukają drogi z powrotem do formy, a zarazem do wspólnoty”, nie tracąc więzi z tradycją i autorytetem (Gershom Scholem, „Autorytet religijny a mistyka”, w: Kabała i jej symbolika, przeł. Ryszard Wojnakowski, Znak, Kraków, 1996, s. 17).

Natomiast Eliade akcentuje, iż pewna tradycja, z właściwym sobie sposobem pojmowania, „konceptualizacji” i „waloryzacji” „świata Ducha”, przygotowuje do przeżycia mistycznego, a jego znaczenie „dociera w pełni jedynie do świadomości zintegrowanej z ideologią już istniejącą. Jest paradoksem, że znaczenie światła jest, mówiąc jednym słowem, odkryciem osobistym, a z drugiej strony odkrywa ono to, co duchowo i kulturalnie było już przygotowane do odkrycia” (Mircea Eliade, Mefistofeles i androgyn, przeł. Bogdan Kupis, KR, Warszawa 1994,  s. 76).

 

[21]         Na temat autentycznego dialogu jako poszukiwania prawdy: Karl R. Popper, „Mit schematu pojęciowego”, w: Mit schematu pojęciowego. W obronie nauki i racjonalności, przeł. Bohdan Chwedeńczuk, Książka i Wiedza, Warszawa 1997.