lektury

lektury

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jean Clair

Fountain, czyli kloaka

 

Pisuarowi Duchampa poświęcono niezliczone stronice. Tutaj odnotujmy, że obrócona o dziewięćdziesiąt stopni fajansowa muszla na pierwszy rzut oka wydaje się perwersyjną parodią muszli, z której wychodzi Afrodyta, zrodzona z morskiej piany i boskiego nasienia. Pod strumieniem moczu z piękna zostają tylko ruiny.

Ale zastąpić boskie nasienie odchodami ludzkiego ciała to stwierdzić, że zapłodnienie nie jest już dziełem Erosa, lecz wraca do pierwotnej kloaki. Pienista struga moczu znieważa urodę.

Duchamp mieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie pisuar nazywa się fountain, a jego krągłe, błyszczące brzegi – lips, jak wargi sromowe i wargi tout court, ze zwykłym sobie cynizmem skomentował to następująco: „Za samicę człowiek ma szczalnię i tym się zadowala”.

Z tej samej potrzeby poniżenia kobiety zrodziły się jego kalambury i gry słów, jak fassette d’aisance czy Oh! Douche it again i Oh! Do shit again. Czyż poeta z poprzedniego stulecia, Charles Baudelaire, nie nazwał już George Sand „latryną”?

W 1912 roku, kiedy Duchamp przystąpił do tworzenia Panny młodej rozebranej przez swych kawalerów, jednak arcydzieła cynicznego erotyzmu, Freud zastanawiał się nad seksualnym poniżeniem przedmiotu miłosnego: „Gdy tylko warunek poniżenia zostanie spełniony, może się swobodnie przejawiać zmysłowość, może zdobywać się na znaczące dokonania seksualne i rozwijać wysoki potencjał rozkoszy”. Nie wiedząc, że współczesny mu artysta chciał uczynić z muszli klozetowej nie tylko symboliczne przedstawienie kobiecej płci, lecz i eksponowane w muzeum dzieło sztuki, Freud pisał:

„Chodzi tu przede wszystkim o kaprofilne składniki popędu – okazało się, że nie znoszą się one z naszą kulturą estetyczną, prawdopodobnie od czasu, gdy za sprawą przyjęcia postawy wyprostowanej ludzkość oderwała organ powonienia od ziemi; chodzi tu o niemałą część należących do życia popędów sadystycznych [...] Fundamentalne procesy dostarczające pobudzenie miłosne pozostają w stanie nienaruszonym. To, co ekstrementalne, zbyt ściśle i nierozerwalnie zrosło się z tym, co seksualne, a czynnikiem określającym i niezmiennym pozostaje położenie genitaliów – inter urinas et faeces”.

            Istotnie, w szczalni, jaką jest kobieta wedle Duchampa, w prymitywnej kloace analnej i genitalnej, jaką pozostaje ona w jego oczach, panuje zamęt: pomieszanie wydzielin żywych i życiodajnych oraz wydzielin martwych, równowartość daru i wydalania.

            Poniżenie kobiety. A też bardziej ogóln e poniżenie wszelkiej produkcji człowieka, niebędącej bezpośrednią produkcją jego organizmu. „Jestem tylko oddychaczem”, mówi Duchamp. Po co robić ze sztuki bolesne przedsięwzięcie, skoro już samo to, że oddychamy, czyni z nas artystów? Po co szukać przyjemności w wąchaniu terpentyny, skoro zapachy sui generis zawsze są do dyspozycji? Duchamp neguje wysiłek, na którym wyrosła kultura – długotrwałą i trudną edukację popędów – opowiadając się za bezpośrednimi satysfakcjami samego życia.

            W swoim szkicu o minimalnej gospodarce popędami, to jest doznaniami rozkoszy, jakich nam dostarczają funkcje ciała, sporządził listę „małych marnotrawionych energii, jak [...] rośnięcie włosów i paznokci, wydalanie moczu i ekstrementów [...] przeciąganie się, ziewanie, kichanie, plucie śliną i krwią. Wymioty, ejakulacja [...] i tym podobne”.

            Tak oto zdefiniował estetykę skatologiczną i może nic więcej nie da się w tej sprawie powiedzieć.

            Po co się wysilać, aby zostać nowoczesnym Leonardem i namalować Giocondę, skoro zwykłe „rośnięcie włosów, arostu i paznokci” już jest twórczością i czyni każdego człowieka istotą wyjątkową? Jeder Mensch ist ein Kűnstler (każdy jest artystą), powie Joseph Beuys, najlepszy uczeń Duchampa.

            Ale pisuar jednocześnie wywraca sens muzeum. Jeżeli muzeum jest instytucją, która wedle Waltera Benjamina zmienia to, co kultowe, w kulturowe – przedmiot dawnego kultu staje się dziełem sztuki – to wystawianie pisuaru w salach muzealnych jest równoznaczne z przyznaniem owej instytucji mocy profanacji, ponieważ czyni z przedmiotu użytkowego, jeśli nie wygódki, dzieło sztuki, a z miejsca niegdyś poświęconego muzom – przestrzeń bliską publicznej toalecie, puteus czy lupanarowi, słowem, miejsce podejrzane, jakim stało się „nowoczesne” muzeum sztuki.

Jednocześnie poniżenie kobiecej płci i dzieła sztuki przez sprowadzenie ich do kanału. Nihilizm obrzydzenia, którego wszelkie formy są, jak to się mówi, „w naturze”. Powszechne rozmycie wartości. Struga moczu gasi aurę.

 

 

 

Źródło:

Jean Clair,  De Immundo.  Apofatyczność i apokastaza w dzisiejszej sztuce,

przeł. Maryna Ochab, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2007, s. 26-28.

(tytuł fragmentu: jk)