druk w

druk w: Zeszyty naukowo-artystyczne Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

janusz krupiński

Dwa ideały: łaski i mocy twórczej

 

 

  

... większa część Europy popadła w neopogaństwo, czyli antychrześcijaństwo, skąd zapożyczono religijny ideał mocy wymierzony przeciwko ideałowi metafizycznie uzasadnionej miłości. [1]

Carl Gustaw Jung

 

... występował on [Max Ernst] przeciwko temu, co nazywał „mocą twórczą artysty”. Autor, mówił Ernst, ma tylko bierną rolę w mechanizmie twórczości poetyckiej, może towarzyszyć jako widz narodzinom tego, co inni nazwą jego dziełem: będącym naprawdę prostym ujawnieniem „nie sfałszowanych znalezisk”. [2]

Claude Lévi-Straus

  

 

            Pojęcie obrazu-uobecnienia przeciwstawim pojęciu obrazu-odbicia.[3] Zazwyczaj mówiąc „obraz” mamy właśnie na myśli ten drugi rodzaj obrazu, o pierwszym nieomal nic nie wiemy. Nawet ten współczesny artysta, który rzeczywiście jeszcze maluje lub rzeźbi obrazy (to znaczy istotny jest dla niego ich związek z tym, czego są one obrazami), pojmuje je jako odbicia. Gdyby pojmował je jako uobecnienia – uobecnienia tego, czego są obrazami – musiałby przecież wyrzec się swej ambicji i dumy. Musiałby przyznać, że to nie on je wyprowadza z siebie, musiałby uznać, że on sam nie jest ich źródłem, a więc nie jest ich   t w ó r c ą.  Czyż nie? Obrazy-uobecnienia przychodzą bowiem do nas, rodzą się, w ruchu o ukierunkowaniu z zewnątrz do wewnątrz. A to przeczy pojęciu  t w ó r c z o ś c i. Czyż nie?

            Odpowiedź brzmi: Z perspektywy ideału mocy twórczej nie do pomyślenia jest tworzenie, które polegałoby na przyjmowaniem, czerpaniu, znajdowaniu...

            Wychodząc od pojęcia obrazu-uobecnienia zamierzam nakreślić przeciwstawny ideałowi mocy twórczej, ideał łaski twórczej.[4]

  

1.  Przyjęcie – przybycie

Obraz przychodzi do artysty. W nim, w obrazie, coś się widzi. Obraz jest jego uobecnieniem. Jego, to znaczy swego, jak zwykliśmy mówić, „przedmiotu”. Jego, a to w gruncie rzeczy znaczy podmiotu. To, czego obraz-uobecnienie jest obrazem, stanowi stronę aktywną, wiodącą. Jest jego  ź r ó d ł e m.  „Oryginałem”. Obraz wypływa z istoty swego źródła, jest procesem wciągającym w swój ruch samą istotę swego „przedmiotu/podmiotu”, swego alter-ego, to znaczy jest jego wy- czy prze-istoczeniem. To w nim, w obrazie, znajduje ono swe oblicze. Swe ucieleśnienie.

Obraz-uobecnienie jest byciem, karmi się byciem, bytu, do którego należy. Ma udział w bycie tego, czego jest ucieleśnieniem. Należy do jego bytu. Idzie za ruchem tego, co się w nim zjawia. Podejmuje ten ruch. Bez tego podjęcia, ono w ogóle się nie pojawi. Dla nas w ogóle nie zaistnieje. Bez tego obrazu w ogóle dla nas nie istnieje. Tylko w takim obrazie, obrazie-uobecnieniu, mamy do niego dostęp. Nie ma innej drogi. Aby przyszło nie wolno rozkazywać, można tylko nasłuchiwać. Nawet okiem słuchać, wsłuchiwać się! W przeciwnym razie spotkasz tylko echa własnych pragnień, tylko własną twarz, swe własne fantazje, rojenia, mary. Tylko odbicia samego siebie. Tylko odbicia.

Obraz-uobecnienie jest kategorią bytową, jego pojawienie się oznacza zmianę w bycie, w istnieniu „przedmiotu”: (oryginału, pierwowzoru) – jest jego formą istnienia, jest jego inno-byciem tu, przed nami. Jest jego przybyciem, by tu w przyjmującym znalazł swój przybytek (wzrost bycia).

Obraz-uobecnienie jest wydarzeniem egzystencjalnym, w samym bycie, i to takim, na którym polega proces stawania się bytu.

Jak stwierdza Paweł Florenski: „Mamy prawo powiedzieć: oto obraz (...), a więc i to co przezeń”.

Obraz i „to, co przezeń”. Jaka rola przypada artyście, temu, który widzi? Otóż, nie ma obrazu bez tego, który patrzy i widzi. To on przyjmuje, a gdy przyjmuje, to sam przybywa, wzrasta. Jest przybywającego przybytkiem. Oto właściwe dzieło, twórcze dokonanie: przemiana tego, który przyjmuje!

Uobecnienie w obrazie angażuje tego, kto widzi.  Aby coś przyjąć, trzeba  z  s i e b i e   c o ś   d a w a ć, a nawet dawać  s a m e g o  s i e b i e (nie ma w tym bierności). To wyrzeczenie. Ofiara.  [5]

Ofiara jest więc wpisana w istotę stawania się bytu, istnienia. Tworzenia.  

 

2.  Ja – się – mi

            Wobec pojęcia obrazu-uobecnienia, adekwatnym jest ideał łaski twórczej. Specjalnie jednak chyba dowodzić nie trzeba, że pojęcie łaski stało się śmiesznym w epoce woli mocy, że nie godzi się z współcześnie panującą wiarą człowieka w samego siebie. Wiarą, której na gruncie sztuki najdobitniejszy wyraz dała idea awangardy.

Ideał mocy twórczej (wszechwładnego Ja), zna tylko tę alternatywę: albo  j a  coś czynię, dokonuję, albo czynię coś tak, jak  s i ę  zwykło czynić. Tylko pierwszy przypadek uchodzi za godny miana twórczego. Dla tej umysłowości pokora oznacza niemoc, słabość. Umysłowość ta dąży do panowania, do pełnej władzy. Nic nie może się dziać samo, bez odgórnej kontroli.

Wyobrażenie tworzenia, które czerpie nie mieści się „w głowie” człowieka Zachodu. Zawładnął nim bowiem model creatio ex nihilo, tworzenia z niczego. Artysta, który wierzy w siebie i swą moc, mniema, iż tworzy z niczego. A ma to znaczyć: niczemu nic nie zawdzięczać, na nic się nie zdawać („spalić muzea”, „wyzwolić się od ciężaru tradycji”), zburzyć wszystko, i zaczynać „od nowa”, „od początku. Samemu być źródłem swego dzieła, a nawet źródłem samego siebie (autokreacja!). Chcieć! Żądać! Rozkazywać!

Poza własnym Ja artysta widzi tylko zniewalające „Się”. Jak zaklęty porusza się między tylko tymi dwoma możliwościami: albo „ja myślę”, „ja czynię”, „ja maluję”, albo myślę tak, jak „się” myśli, maluję, tak jak „się” maluje itd. Innymi słowy, albo jestem oryginalny, albo ulegam panującym stereotypom. Albo jestem aktywny, albo pasywny.

Natomiast pojęcie łaski wyprowadza poza to albo-albo.

Trzecia, platońska formuła brzmi: coś, „ktoś mi myśli” [6].

Formuła Maxa Ernsta: „...rolą malarza jest zakreślanie i rzutowanie tego, co się w nim widzi” [7].

Formuła Maryjna: „mi się stanie” (fiat mihi). 

 

3.  Fatum

 Łaska nie polega na podległości w stosunku do jakiejś zewnętrznej mocy. Tym bardziej na gwałcie – chociażby to był gwałt na umyśle – nie stoi. W ogóle, z założenia, łaska leży poza kręgiem przemocy. Toteż nie każda teoria podkreślająca znaczenie pozaosobowych, ponadindywidualnych źródeł twórczości zna pojęcie łaski twórczej (błędem jest utożsamienie tych dwu koncepcji).

To, że człowiek i wytworzone przezeń dzieło podlegają innej mocy niż jego własne myśli czy mniemania o sobie, że człowiek przecenia swą własną perspektywę, podkreślili zapewne najdobitniej Hegel i tzw. „mistrzowie podejrzeń”, Marks, Nietzsche czy Freud, na różne sposoby identyfikując pozaświadome siły określające los człowieka.

Tak bliskie ekonomii liberalnej pojęcie „niewidzialnej ręki” ma wiele wspólnego z marksizmem, z tym samym optymizmem liczy na fatum.

Obraz artysty, który jest tylko bezwolnym narzędziem („piórem”, „pędzlem”) w ręku nadludzkich sił, bliższy jest fascynacji fatum niż ideałowi łaski. Gdzie łaska, tam i nasze „Tak!”. Oczekiwanie, wybór i przyjęcie.

 

4.  Ouroboros

            Od dawna, wyobrażenia boskiego aktu stwórczego były modelami ludzkiego tworzenia (nawet dla „ateuszy”). Myślenie o sobie przez człowieka, twórcę, na podobieństwo Boga niesie z sobą ryzyko autodeifikacji człowieka. Idea awangardy wpisuje się w proces „śmierci Boga”, kiedy to bogiem ostaje się sam człowiek. Zauważmy, bogiem przykrojonym na miarę creatio ex nihilo. Inne wyobrażenia stwarzania są obce „woli mocy” [8].

Wbrew obiegowej opinii Księga Rodzaju bynajmniej nie wyraża ideału tworzenia z niczego. To raczej rosnąca wola mocy człowieka Zachodu przykleiła do tej Księgi taką interpretację, by rzekomo w świetle jej autorytetu sama autorytarnie mogła się szerzyć.

Prawzór ex nihilo zdominował sposób, w jaki współcześnie człowiek Zachodu wyobraża sobie samego siebie.

Podkreślić należy, że z prawzorcem „ex nihilo” wiązać się zwykło raczej „emanacyjną” koncepcję stwarzania: dzieło bez reszty pochodzi z twórcy, artysta jest jedynym źródłem swego dzieła (artystą jest ten – jak mówi pewna romantyczna definicja – kto sam jest swoim źródłem). Dzieło wypływa z samego twórcy, jest jego emanacją...

„Oryginalny” znaczy „źródłowy”, pochodzący ze źródła. Odkąd źródło istnienia człowiek upatruje w sobie samym, odtąd nie zna pokory. Dzieło jest jego drugim alter-ego. Wszędzie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, znajduje tylko samego siebie, swoje odbicie. To nazywa się dzisiaj „samorealizacją”. „Byciem sobą”.

W ten sposób człowiek nie czuje się już wezwany do przekraczania samego siebie, do porzucenia samego siebie, do wyjścia naprzeciw ku Innemu. Przejmuje jeszcze jeden atrybut boski: w istocie miałby być tym, którym jest. [9]

            Współczesny nam filozof i teolog żydowski, E. Lévinas, skłonny jest przyjąć słowa o „tworzeniu z niczego” pod warunkiem, że nada im się następującą wykładnię: nic z tego, co stworzone nie było uprzednio w twórcy, stworzenie nie było w nim ani ukryte ani pre-egzystujące. W ten sposób podkreślona zostaje niewspółmierność, przepaść pomiędzy twórcą, a tym, co stworzone. [10] 

 

5.  Sola fide

            Cokolwiek czy kogokolwiek łaska spotyka oznacza to jego przemianę, dar przemiany. Zyskuje coś, co nie należy mu się ani ze względu na jego działanie czy cechy, ani ze względu na jego naturę [11][11]. Naturę, jego istotę, to, czym jako taki jest, a raczej: był.

Dokonania, dzieła, zrodzone w tej przemianie „przekraczają porządek natury”[12].

Spotkanie Innego, udane dzieło, opus, jest darem łaski. Łaski, to znaczy, że dar nie należy się twórcy ani z tego powodu, co czynił i zrobił, jakie ma zasługi, ani z tego powodu, jaki jest, jaka jest jego natura. Jego natura, w szczególności: jego osobowość, charakter, ja, jego potrzeby.

Koncepcja zbawienia sola fide („tylko przez wiarę”), negująca rolę dokonań, zasług i osiągnięć człowieka, wiąże się z ideałem łaski.

Wprawdzie ma człowiek „zasługi”, wytwory, które zdobył własnym wysiłkiem i trudem, ale w swej istocie, w swych podstawach, istnienie człowieka nie opiera się na tym, co zasłużone, nie stoi na uczynkach – jak uczy Hölderlin – jest poetyckie. Polega na przyjęciu daru.[13] Do źródeł idzie.

  

6.  Schöpfen

Niemieckie słowo „schöpfen”, znaczy zarówno „czerpać" jak i „tworzyć" [14][14]. W słowniku te dwa znaczenia występują obok siebie, nie dają się jednak pogodzić „w głowie” współczesnego człowieka. Myśl, że tworzenie jest czerpaniem, doświadczaniem daru stoi w sprzeczności z duchem epoki techniki, inżynierii, wiary w rewolucyjną moc człowieka. Czerpać? Przyjmować? To zaprzeczenie idei Wielkiego Człowieka, Pana i Władcy, Przyczyny i Początku Wszechrzeczy. Pierwszego Poruszyciela, dla którego wszystko, co samo się porusza jest zagrożeniem, stanowi wrogą siłę. Podobnie wszystko to, co samo się kształtuje, co samo przychodzi, nie daje się zatrzymać, co nie poddaje się kontroli. Wszystko, co na zewnątrz ma o tyle wartość, o ile pozwala się formować, urobić. Samo przez się nie ma żadnej wartości, dopiero twórcy zawdzięczać będzie wartość surowca, materiału. Środka.

W ten sposób materia – jak każe materializm – jest tylko materiałem. Jeśli Wielki Człowiek zna sens słów, które używa, nigdy nie nazwie materii „tworzywem”, gdyż wtedy musiałby przyznać, że także ona tworzy, że zawiera w sobie pierwiastek twórczy, pryncypium stwórcze. Intencje. Dążenie do całkowitości, do uobecnienia.

A jednak jeszcze w XX wieku poeta niemiecki, Rilke, łączył w jedno czerpanie z tworzeniem. Niestety, dzisiejsi czytelnicy są raczej głusi i ślepi na to centralne przesłanie jego poezji. Włącznie z tłumaczami, którzy okazują się dziećmi swego czasu.[15]

Tworzyć czerpiąc – to brzmi jak absurd. Kto czerpie, ten przecież jest dłużnikiem, zapożyczył coś, na coś się zdał, a więc ma coś do oddania!

Oto, co autentyczne dzieło ma do oddania!

Tymczasem to, co inspirujące od razu odczuwamy jako dar. Kto potrzebuje inspiracji i ją przyjmuje, ten wie, że sam sobie nie wystarcza, że czemuś ustępuje, że czemuś coś zawdzięcza. Uznaje błahość i znikomość swych własnych intencji, motywów.

Autentyczne dzieło dopuszcza głos potężniejszy niż głos jego wykonawcy, niż głos samego dzieła. Wychodzi w Otwartość Innego.

  

7.  Deo concedente

            Formułę Deo concedente mieli wypowiadać alchemicy po tym, gdy ukończyli to wszystko, co było w ich mocy, wszystko, czego wymagały od nich reguły.

Zadośćuczyniwszy wiedzy i recepturom, a teraz pozostawiając miejsce na działanie innych, „boskich”, niepoznawalnych sił, w nadziei, że dzięki nim dzieło się powiedzie (a więc, że wydarzy się cud, nastąpi przemiana, transfiguratio). W tym wyrażało się nastawienie człowieka zdającego się na twórcze działanie tego, co niepoznawalne i nieświadome. [16] Człowieka wypatrującego jego epifanii.

Co znaczy Deo concedente [17]. Concedo znaczy „ustąpić komuś w czymś”, „dać komuś miejsce”, „udzielić locum”, „dać czemuś pierwszeństwo”, „przyzwolić”...

Ta postawa twórcy, której wyraz miałaby dawać na przykład formuła Deo concedente, bynajmniej nie ma sobie właściwego czasu dopiero po tym, gdy zostało już wszystko zrobione, co w naszej mocy (jak to miało się dziać w przypadku alchemików z opowieści Junga). Od początku warunkuje proces twórczy w jego istocie. Jest czymś pierwszym. Jest warunkiem otwarcia się i wyjścia w otwartość istnienia.

Każdy zmysł i umysł muszą stać się takim wolnym, otwartym miejscem dla...

Wola, pragnienie, chcenie, projekt, plan, program, poszukiwanie w istocie nie są twórcze. Zamykają horyzont człowieka, przykuwają jego uwagę i jego samego do tego, na co się kierują.[18]

  

8. Cimcum

            Judaizm przechowuje myśl, autorstwa Lurii, o Bogu, który w pierwszej fazie procesu twórczego musi się sam ograniczyć, ustąpić, po to, aby pozostawić wolne miejsce dla tego, co dopiero się pojawi, przyjdzie. Przy pomocy hebrajskiego słowa „cimcum” obrazowo zostaje określony ten akt Stwórcy. Luria wiąże z tym słowem znaczenia: „kurczenie się”, „wycofanie”, „odstąpienie”[19]. Należy tu wyobrażenie, iż Stwórca zaczyna od wciągnięcia brzucha, od wdechu (inspiracja zamiast ekspiracji, zamiast ekspresji). Aby dopuścić coś, co nie jest Nim samym, Stwórca musi się sam ograniczyć, zrezygnować z siebie.

Artysta, który chce być wszystkim, którego Ja się „rozpiera” i „nadyma”, wybiega przed siebie, a co widzi, „wszystko jego”, który wszystko pożera, chociażby oczyma, do Stwórcy z wyobrażenia Lurii ma się jak negatyw do pozytywu.

 

 9.  Chesed  i Din

            Judaizmowi, a w szczególności kabale, zawdzięczamy wyobrażenie Boga, jako istoty będącej jednością wielu emanacji czy aspektów, stron („drzewo sefirot”). Pośród owych stron wymienia się następującą, opozycyjną parę. Z jednej strony „Chesed – »Miłość« albo »Łaskawość«”, z drugiej „Gewura albo Din – »Moc« Boga przejawiająca się głównie jako potęga karząca i moc sądząca” [20]. Bliższa lektura (jakkolwiek wciąż powierzchowna, lektura laika) ujawnia, że owa „Moc” w gruncie rzeczy jest wymierzaną sprawiedliwością, prawem, surowością czy sądem. Dochodzeniem swego.

Strony te nazywane są prawą i lewą ręką Boga.

Ta sama symbolika, prawej i lewej ręki, może być rozumiana wielorako. Cokolwiek, co prawe wydaje się lepsze (jak prawość, lewe gorsze jak lewizna). Lewa ręką może wyrażać stronę bliższą sercu, bądź to stronę słabszą. Jeśli prawa ręka może wyrażać stronę przeważającą, silniejszą, ba, mocniejszą, wówczas pytanie o to, czy łaska odpowiada lewej czy prawej ręce ma sens pytania o to czy łaska (miłość) powinna przeważać nad mocą (wolą).

Która z tych stron jest czy powinna być w przewadze? Pada odpowiedź: strona łaski. Referuje Buber: „Ponieważ tak właśnie jest, świat trwa; gdyby było inaczej, nie mógłby istnieć” [21]. Scholem przypomina wyobrażenie, zgodnie z którym zerwanie więzi lewej ręki (mocy, surowości, sądu) z mitygującą ją i łagodzącą ręka prawą (łaski, miłości) sprawia, że lewa „wybucha na zewnątrz” i staje się „radykalnym złem” [22].

  

10. Yin  i yang

Pod symboliką prawej i lewej ręki, bądź prawej i lewej strony, ukrywa się przeciwstawienie dwu ideałów, łaski i mocy twórczej. Centralnym przesłaniem tej symboliki jest teza o wzajemnym dopełnianiu się obu stron: są sobie przeciwstawne, ale zarazem niezbędne. Oznaczałoby to, że problem łaski i mocy twórczej nie polega na jakimś albo-albo. Ani tylko moc ani tylko łaska. Dylemat taki może wydać się równie sztucznym jak pytanie o to, co jest pierwsze: wdech czy wydech.

Dobry nie jest jeden biegun z pary przeciwieństw, dobrem nie są krańce jedności sprzeczności tylko ich harmonia. Równowaga. Harmonia ich ruchu. Współdziałanie.

Mędrcy powtarzają to nieustannie. Zachód uczy się tego ostatnio na lekcjach poświęconych yin i yang. Czy jednak mylę się sądząc, że yang, z natury swej, nie chce współdziałania? O ile Yin jest kobiece, wrażliwe, łagodne, godzi i jednoczy, to yang jest ekspansywne, agresywne, zaborcze, szuka samoutwierdzenia się, wierzy w siebie, w swą samowystarczalność. Spełnia się w walce. [23] Kolejna wątpliwość. Tak łatwo pochwala się równowagę między yin i yang, a nie próbuje wyjaśnić, na czym miałaby ona polegać. Otóż jeśli w cyklu zmian świata punkt ciężkości waha się od jednego krańca do drugiego i w tych granicach dokonuje się wszystko, na czym miałoby polegać zachwianie równowagi? Gdy zerwie się wahadło?

  

11. Sofia

Czy do fundamentalnych idei chrześcijaństwa nie należy podobne przekonanie o doniosłości i wyższości miłosierdzia i łaski? W każdym razie z pamięcią o dylemacie moc – łaska, prawe – lewe, Chrześcijanin zapewne z większą uwagą przeczyta fragment z Ewangelii, który mówi, iż Bóg daje Chrystusowi miejsce „po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem” [24].

            Nieliczne fragmenty Pisma Świętego mówią o Mądrości, żeńskiej istocie, która towarzyszyła Bogu w tworzeniu świata. [25] O istocie, bez której współudziału świat nie powstałby, i nie zachowałby się w istnieniu. Fragmenty te mogą nas tu zajmować o tyle, o ile przenoszą pewne wyobrażenie czynnika warunkującego proces tworzenia czy uczestniczącego w tym procesie. Do atrybutów Mądrości należą: miłość, łaskawość, wybór... Obce jest jej użycie siły [26].

  

12. Religio

            Niechęć do religii przenoszona jest na niechęć wobec ideału łaski. Pojęcie łaski w spontaniczny sposób kojarzymy z religią, i trafnie. W gruncie rzeczy ideał łaski wymaga bowiem od twórcy religijności. Co przez to rozumieć należy?

Religijna postawa, religijność, wydaje się wcześniejsza niż wszelkie religie. W tym sensie określenie „religijny” nie musi znaczyć „związany z jakąś religią” (tym mniej z religią w sensie jakiegoś wyznania czy instytucji). To autentyczne religie możliwe są dzięki religijności. Religijność jest raczej pewnym stanem duszy czy ducha, pewnym nastrojeniem, jest właśnie pewną wewnętrzną postawą polegającą na... Na czym? Lekcja etymologiczna wnosi tu ważną sugestię. Od dawna rdzeń religio i religiosus upatruje się w słowach religere i relegere  [27], a więc w „starannym uwzględnianiu”, „troskliwym baczeniu”, „sumiennej uważności”, „oddaniu sprawiedliwości”, bądź w słowie relegare, a więc w „ponownym jednoczeniu”. Mogłoby by to znaczyć, że istotą religijności jest otwartość człowieka na coś innego – na Inne – z czym się on jednoczy się. Dość mówić o otwartości, gdyż w niej kryją się, wymagane przez nią: sumienna uważność, troszczące się baczenie, podejmujące uprzytamnianie sobie... Co więcej, oznacza to, że religijność jest ruchem wyjścia naprzeciw, przekraczaniem siebie, ku Innemu.

Religijność wpisana jest więc w istotę procesu tworzenia [28].

 

 

 

(Wieczysta, 28.01.2000.)

 

 

 

 

 

 


 

Przypisy:



[1]           Carl Gustav Jung, Podstawy psychologii analitycznej. Wykłady tavistockie, przeł. Rober Reszke, Wrota, Warszawa 1997s. 47 (Jung pisze te słowa w 1940 roku).

 

[2]           Claude Lévi-Straus, „Malarstwo medytacyjne”. Rozdział ten należy do części „Przymus i wolność” książki: Spojrzenie z oddali, przeł. Wincenty Grajewski, PIW, Warszawa, s. 395 (cytuję tytuły rozdziału i części, gdyż są znaczące dla poruszanej tu kwestii).

 

[3]           Janusz Krupiński, „Dwa pojęcia obrazu. Szkic rozróżnienia”, w: Zbigniew Sałaj (redaktor prowadzący), Zeszyty naukowo artystyczne Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, [brak numeru zeszytu; pisownia z małej litery w nazwie tamże przyjęta], Kraków 1998.

 

[4]           O ile przyjmiemy rozróżnienie obrazu-odbicia i obrazu-uobecnienia tym samym zbliżymy się do rozróżnienia dwu koncepcji ciała, dwu pojęć ekspresji czy właśnie dwu pojęć twórczości. Do tego ostatniego przypadku zawężam problematykę tego szkicu.

 

[5]           Z ofiarą związana jest zdolność ś-cierpienia (nie chodzi o pochwałę cierpienia lecz wprost przeciwnie, o nie pomnażanie cierpienia, ścierpieć to nie reagować, nie dochodzić swego, zrezygnować z działania, gdyż tylko wtedy nie mnożymy cierpienia wokół siebie, jeśli zamiast odpłacać sami znosimy cios, oznacza to przyjęcie bólu na siebie). Nie rozwinę tutaj tego wątku, który doprowadzić musi do problemu piękna i jego stosunku do cierpienia.

 

[6]           Por. Józef Tischner, Myślenie według wartości, Znak, Kraków 1982, s. 346 (autor rozważa tam koncepcję łaski św. Augustyna).

 

[7]           A wcześniej czytamy: „Podobnie jak rola poety od czasu słynnego Listu Jasnowidza polega na pisaniu pod dyktando tego, co w nim się myśli i wysławia...” – cytat za: G. Charbonnier, Le Monologue du peintre, Paris 1959, s. 34 (przytoczony w: Maurice Merleau-Ponty, Oko i umysł. Szkice o malarstwie, wybrał, opracował i wstępem poprzedził Stanisław Cichowicz, przeł. Stanisław Cichowicz, terytoria, Gdańsk 1996, s. 29-30.

 

[8]           Valuter podkreśla, że „Hebrajskie słowo przetłumaczone jako »stworzył« [bara] wcale nie musi oznaczać czynienia czegoś z niczego” (Bruce Valuter, On Genesis, Garden City, New York, Doubladay & comp. Inc., 1977, s. 38).

W tej samej sprawie Frey podkreśli, że wedle Genezis, jeszcze przed powstaniem świata, coś istniało:  „stworzenie narzuciło porządek i światło na chaotyczną ciemność, głębię symbolizowaną przez morze śmierci” Northtrop Frey, The Great Code. The Bible and Literature, San Diego, New York, London, A Harvest/HBJ Book Harcourt Brace Janovich Publishary, 1983, s. 110.

 

[9]           Jeśli nawet nasz Wielki Człowiek raczej nie przyznałby się do tego, w gruncie rzeczy upodabnia się do węża, który równocześnie wypływa ze swej paszczy, jak i siebie połyka (wąż ten nosi imię Ouroboros).

 

[10]         Zob. Emmanuel Lévinas, Totality and Infinity. An Essay on Exteriority, Huge 1979, s. 42.

 

[11]         Zob. Św. Tomasz z Akwinu, Streszczenie teologii (Compendium theologiae), przeł. Jacek Salij OP, w: Dzieła wybrane, W drodze, Poznań 1984, s. 94.

 

[12]         Tamże.

 

 [13]        Hölderlin:  Pełen zasług, niemniej poetycko mieszka / człowiek na tej Ziemi. Czytam z Heideggerem, który znajduje u poety przekonanie, iż „mieszkać poetycko” to, wykłada Heidegger: „przebywać w obecności bogów i istoty rzeczy” (Martin Heidegger, „Hölderlin i istota poezji”, przeł. Krzysztof Michalski, w: Teoria badań literackich za granicą. Antologia, tom II, wybór, rozprawa wstępna, komentarze Stefanii Skwarczyńskiej, część II, zwłaszcza s. 195, 193, 194).

 

[14]         K. Lorenz odnotowuje: „Słowo Schöpfung (tworzenie-czerpanie) już we wczesnym okresie średnim języka górnoniemieckiego (Hochdeutsch) rozszczepia się, jak poucza filolog, na schaffen = łac. creare (tworzyć) i schöpfen = łac. haurire (czerpać). (...) Zatem w schöpfen tkwi jednak również znaczenie »stwarzać«" (Konrad Lorenz, Odwrotna strona zwierciadła, przeł. Krzysztof Wolicki, Warszawa 1977, s. 393).

 

[15]          Pokazuję to w rozdziale: „Czerpiąc tworzy”, w: Intencja i interpretacja. Genesis Andrzeja Pawłowskiego (w przygotowaniu do druku). Tam też obszerniej podejmuję wiele spośród tu zaznaczonych problemów.

 

[16] Por. Carl Gustaw Jung, Psychologia przeniesienia, przeł. Robert Reszke, Sen, Warszawa, 1993, s 40.

 

[17] Wedle cytowanego tekstu miałoby to znaczyć „Bóg tak chce” (tamże, s. 39, 45), tymczasem w ten sposób tłumaczyć należałoby już raczej Deo volente, „Z woli Boga”.

 

[18]         W tym miejscu rozwinąć należałoby wątek „Nie szukam, znajduję”.

 

[19]         Zob. Gershom Scholem, O głównych pojęciach judaizmu, przeł. Juliusz Zychowicz, PAT, Kraków 1989, s. 77; tegoż autora: Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki, przeł. Ireneusz Kania, Czytelnik, Warszawa 1997, s. 32.

 

[20]         Gershom Scholem, Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki, przeł. Ireneusz Kania, Czytelnik, Warszawa 1997, s. 266.

 

[21]         Martin Buber, Dwa typy wiary, przeł. Juliusz Zychowicz, Znak, Kraków, 1995, s. 145.

 

[22]         Tamże, s. 294.

 

[23]         Wątpliwości, które tu wyliczam na temat koncepcji yinyang budzi jej prezentacja, jaką czyni fizyk Capra (Fritjof Capra, Punkt zwrotny. Nauka, społeczeństwo, nowa kultura, przeł. Ewa Woydyłło, PIW, Warszawa 1987, s. 62-65, 290).

 

[24]         List do Efezjan, 1:20-21, przeł. O. Augustyn Jankowski, BT 1971.

 

[25]         Np. Księga Przysłów, 8:23-24, 8:27-28, 8:30-31. Czytamy: „któreż ze stworzeń bardziej twórcze niż Mądrość?” (Księga Mądrości, 8:6, przeł. ks. Stanisław Papier, BT 1971). W Nowym Testamencie odpowiednikiem Mądrości, jak się sądzi, jest Słowo.

 

[26]         Mądrość nie jest siłą („Lepsza jest mądrość niż siła”, Ekslezjastes 9:16), splata się z miłością („Początkiem jej najprawdziwszym – pragnienie nauki, a staranie o naukę – to miłość, miłość zaś to przestrzeganie jej praw”, Księga Mądrości, 6:17-18), jej rysem jest łaskawość („Mądrość bowiem jest duchem łaskawym” Księga Mądrości, 1:6, za przekładem Junga, ten sam fragment w przekładzie wyżej cytowanym: „Mądrość bowiem jest duchem miłującym ludzi”), Mądrość  „dokonuje wyboru” (Księga Mądrości, 8:4) itd.

 

[27]         Zob. C. G. Jung, O istocie psychiczności. Listy 1906-1961, przeł. Robert Reszke, Wrota, Warszawa 1996, s. 247 i n. (list z 12 II 1959 roku), C. G. Jung, Psychologia przeniesienia, przeł. Robert Reszke, Sen, Warszawa, 1993. s. 46. Z myślą o równowadze, dzisiejszej, jednostronnej „pewności naszego Ja” Jung przeciwstawia pewną „religio, czyli troskliwe baczenie na istnienie sił nieświadomych, których działania nie da się zlekceważyć, nie wystawiając się na niebezpieczeństwo” Carl Gustav Jung, Psychologia przeniesienia, s. 46.

 

[28]         Z pamięcią o tym pojęciu religijności być może łatwiej zrozumiemy przekonanie S. Weil (autorki, dla której uwaga, skupienie już są modlitwą), przekonanie, iż twórcy, „uczeni i artyści”, są albo „religijni albo bałwochwalczy" (Simone Weil, Wybór pism, przekład i opracowanie Czesław Miłosz, Znak, Kraków 1991, s 65).